niedziela, 15 czerwca 2025

Ptaszki - recenzja gry karcianej wydawnictwa Nasza Księgarnia.

W świecie gier planszowych co jakiś czas pojawia się tytuł, który potrafi skraść serca graczy zarówno swoim wyglądem, jak i przemyślaną mechaniką.

Bohaterka dzisiejszej recenzji to właśnie taka perełka – gra karciana, która z miejsca wyróżnia się na tle konkurencji. Czy to za sprawą jej niezwykle przyjemniej oprawy graficznej, czy może sprytnych, choć prostych zasad, które z każdą partią odkrywają przed nami nowe, taktyczne możliwości? 

Mowa tutaj o grze Ptaszki od wydawnictwa Nasza Księgarnia. Zapraszam do recenzji gry, która udowadnia, że nawet w niewielkim pudełku może kryć się ogromna radość z rozgrywki. Sprawdźmy, co sprawia, że te małe, pierzaste stworzenia tak skutecznie zapraszają nas do wspólnej zabawy.


Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.

CO ZAWIERA GRA

U długim, prostokątnym pudełku (takiej samej wielkości jak od gry Alpaki wszak Ptaszki to kontynuacja serii zapoczątkowanej przez futrzaste czworonogi) znajdziemy takie elementy, jak: 64 karty z ptaszkami, karta STOP, 4 plansze graczy, 4 plastikowe figurki ptaszków, 4 markery i karty minikomiksu.

Całość uzupełnia książeczka z instrukcją do gry tłumaczącą zasady. Znajdziemy w niej nie tylko precyzyjne opisy ale także i bardzo dużo przykładów obrazkowych.

Podobnie jak w przypadku gry Alpaki także i w Ptaszkach w pudełku znajdziemy specjalnie opracowany plastikowy insert porządkujący wszystkie elementy. Nie zmienia to jednak faktu, że kolejny raz pudełko mogłoby być zdecydowanie mniejsze. Ale jak seria, to seria. Trzeba to jakoś zaakceptować.

CEL GRY

Ptaszki zapraszają nas do świata sów, rudzików, dzięciołów i gołębi. Te słodkie, śpiewające istoty towarzyszyć nam będą przez cztery pory roku.

Naszym celem będzie takie zbieranie kart, aby stworzyć jak największy ich zestaw ze wspólną cechą: ptakami tego samego rodzaju lub tą samą porą roku. Im dłuższy sznurek, tym więcej punktów trafi na nasze konto.

PRZYGOTOWANIE GRY

Przygotowanie rozgrywki w Ptaszki jest prostsze niż było w przypadku Alpak. Nie trzeba tutaj w zasadzie segregować kart. Wystarczy tylko wyjąć z talii kartę STOP.

Wszystkie pozostałe karty tasujemy i układamy w stosie na środku stołu. Odliczamy od spodu tyle kart, ilu graczy zasiadło do rozgrywki i wsuwamy nad nie kartę STOP.

Każdy z graczy bierze po 2 karty z góry stosu i trzyma je na ręce tak, aby były niewidoczne dla pozostałych graczy.

Odkrywamy 4 karty z góry stosu i układamy je obrazkami do góry na środku stołu w rzędzie obok stosu kart dobierania – tak powstaje sznurek.

Każdy z graczy bierze planszę gracza i marker – kładzie je przed sobą. Obok planszy trzeba sobie zrobić miejsce na kolekcję kart, które będziemy zbierać w trakcie gry.

Pozostaje jeszcze położyć wszystkie figurki ptaszków obok stosu kart.

Wszystko gotowe. Można zacząć ściąganie ptaszków na sznurek.

Przygotowanie wariantu dwuosobowego

Instrukcja przewiduje wariant rozgrywki dwuosobowej ze zmodyfikowanym przygotowaniem gry: karty dzielimy na dwa w miarę równe stosy. Pierwszy przygotowujemy wg. powyżej opisanych zasad. Po zakończeniu 1 rundy karta STOP i karty znajdujące się pod nią pozostają na swoich miejscach a na kartę STOP kładziemy drugi stos kart.

środa, 11 czerwca 2025

Na dnie morza - recenzja gry planszowej wydawnictwa Rebel

Rok 2019 przyniósł nam Wingspan (polski tytuł to Na skrzydłach), w roku 2024 pojawił się Wyrmspan (Na skrzydłach smoków), a 2025 to rok, w którym pojawił się kolejny „-span”, czyli Finspan – noszący polski tytuł Na dnie morza.

Bohaterką niniejszej recenzji jest ta ostatnia gra. Na skrzydłach stał się hiciorem (aktualnie 33 pozycja w rankingu BGG). Nie dziwi więc, że warto było wykorzystać tę mechanikę i stworzyć najpierw Na skrzydłach smoków (aktualnie wysoka 144 lokata w rankingu BGG) a potem Na dnie morza.

Ten tytuł podobnie jak Na skrzydłach smoków nie został stworzony przez Elizabeth Hargrave, ale przez dwójkę autorów: Davida Gordona (znanego choćby z Monkey Palace) o Michaela O'Connella (który debiutuje jako projektant (a przynajmniej nic więcej o nim nie znaleźliśmy). Oczywiście podczas projektowania gry panowie korzystali z rozwiązań wypracowanych w Na skrzydłach, aczkolwiek na swój własny sposób.

Na skrzydłach smoków niedawno zadebiutowało na naszym rynku dzięki wydawnictwu Rebel, a my mieliśmy okazję zapoznać się z rybami. Postaram się w niniejszej recenzji opowiedzieć o naszych wrażeniach z rozgrywki. Zapraszam do lektury recenzji.



Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.

CO ZAWIERA GRA

Całość zamknięta została w dość dużym i ciężkim pudle. W środku czeka na nas mnóstwo komponentów (podobnie zresztą jak i w Na skrzydłach), z których będziemy korzystać podczas rozgrywki.

Otrzymujemy zatem duże plansze dla każdego z graczy – to tutaj przyjdzie nam zarybiać morze (a może ocean), a następnie nurkować i obserwować faunę. Ryby przedstawione zostały w postaci kart.

Gra toczyć się będzie na przestrzeni rund, których pilnować będziemy za pomocą specjalnej planszy rund, na którym umieszczać będziemy również cele na konkretną rundę (te przedstawione zostały w formie dwustronnych płytek).

Ryby zostały też przedstawione w nieco inny sposób. Mianowicie w formie żetonów ikry/narybku (dwustronne płytki) oraz żetonów ławic.

Oprócz tego czekają na nas drewniane znaczniki nurków (w pięciu różnych kolorach). Nie zabrakło tez kart pomocy oraz notesu do liczenia punktów. Jest również zestaw do trybu solo (zwanego Nautomą). 

W sumie w pudle znajdziemy dwie książeczki (wydrukowane na tym cudownym papierze znanym z choćby Na skrzydłach czy też Viticulture). Jedna to instrukcja główna. Napisana poprawnie, z licznymi przykładami - nie ma się do czego przyczepić. Druga to z oddzielna instrukcja do trybu solo.

Jakościowo nie mam się czego czepić. Szkoda jednakże, że w środku nie mamy żadnej wypraski. Co prawda w środku znajdziemy dwa plastikowe pojemniki. Ale tylko dwa. Nie pogniewałbym się za dodatkowe dwa. W zamian za to otrzymaliśmy kawał brzydkiego kartonu, który utrzymuje wszystko na miejscu. Tak czy inaczej skazani jesteśmy na woreczki foliowe, które na szczęście znajdziemy w środku.

CEL GRY

Wciel się w jednego z badaczy, którzy poznają wodną faunę, zanurzając się w kolejne warstwy mórz i oceanów: od wielobarwnej płycizny, przez strefę mroku, aż po pogrążone w całkowitych ciemnościach głębiny!

W grze Na dnie morza w ciągu 4 tygodni będziemy odkrywać głębiny morza, podziwiając ryby, które będą nam przynosiły korzyści podczas kolejnych zanurzeń.

Oczywiście cała zabawa polega koniec końców na zdobywaniu punktów zwycięstwa, a od nas zależy sposób, w jaki będziemy je zdobywać. Tradycyjnie zwycięzcą jest ten z graczy, który zdobędzie największą liczbę punktów.

PRZYGOTOWANIE GRY

Przygotowanie gry Na dnie morza zaczyna się od rozdania każdemu graczowi planszy oceanu, którą to układa przed sobą (pionowo). Gracze otrzymują po dwie startowe karty ryb - umieszczają je obok planszy (wszystkie posiadane karty ryb są jawne).

Następnie tasuje się talię głównych kart ryb i tworzy zakryty stos, z którego każdy z nas dobiera trzy karty i umieszcza je razem z kartami startowymi. W zasięgu wszystkich graczy układa się żetony ikry/narybku, żetony ławic. 

Gdzieś obok umieszczamy planszę celów – sami decydujemy, czy wybieramy wersję z gotowymi celami (nadrukowanymi) czy też decydujemy się na stronę, na której umieścimy żetony celów na daną rundę. Znacznik tygodnia wędruje na pierwsze pole.

Każdy gracz wybiera kolor i otrzymuje sześciu nurków, których będzie wykorzystywać do akcji nurkowania. Dodatkowo otrzymujemy kartę pomocy z ikonami i skrótem zasad (przyda się podczas pierwszych rozgrywek).

To w zasadzie tyle. Czas zanurzyć się w morzu.

czwartek, 29 maja 2025

Kolorowe trójkąty - recenzja gry edukacyjnej wydawnictwa Egmont.

"Kolorowe trójkąty" autorstwa Joanny Bednarczuk, wydane przez Egmont Polska, to kolejna niewielka gra, która na pierwszy rzut oka urzeka swoją prostotą i estetyką. 

W świecie planszówek, gdzie często dominuje złożoność i wielowymiarowość, autorka proponuje nam powrót do korzeni, skupiając się na esencji logicznego myślenia i spostrzegawczości. 

Czy ta pozornie nieskomplikowana propozycja jest w stanie zaoferować coś więcej niż tylko chwilową rozrywkę? W tej recenzji przyjrzymy się bliżej mechanice gry, jej wykonaniu oraz temu, jak Kolorowe trójkąty odnajdują się na tle innych gier logicznych dostępnych na rynku.



Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.

CO ZAWIERA GRA

W zgrabnym, prostokątnym pudełku, takiej wielkości jak choćby od Ubongo Travel, znajdziemy o dziwo… trójkąty 😊. Całkiem sporo tekturowych kafli trójkątów w dwóch rodzajach: kafle startowe w postaci dużych trójkątów oraz dwa komplety mniejszych trójkątnych kafelków (16 trzykolorowych, 30 dwukolorowych i 3 kafelki jednokolorowe). Komplety kafelków różnią się kolorami rewersów, aby można je było łatwo rozróżnić.

Całość dopełnia zwięzła instrukcja pełna opisów zasad i przykładów graficznych. Na jej końcu dostaniemy też krótką lekcję matematyki (komentarz matematyka) na temat trójkątów równobocznych i liczb kwadratowych. Nic dziwnego, wszak autorka gry, czyli Joanna Bednarczuk to nauczycielka matematyki z wieloletnim doświadczeniem, która współtworzy podręczniki do tego przedmiotu. 

Jej pasją jest nauczanie poprzez zabawę, dlatego na lekcjach często sięga po łamigłówki, układanki i różnorodne materiały, które angażują uczniów manualnie. Miłośnikom planszówek może być bliżej znana jako autorka bloga Bajdocja, gdzie recenzuje między innymi gry.

CEL GRY

Naszym zadaniem jest takie łączenie trójkątnych kafelków, aby stykające się boki miały ten sam kolor. Punkty przyznawane są za tworzenie jednobarwnych pól lub za kompletowanie większych trójkątów z wielu elementów, w zależności od zasad danego wariantu gry.

PRZYGOTOWANIE GRY

Matematyka to królowa nauk. Nic dziwnego, że chcąc ją zgłębiać musimy się nieco przygotować. Jak za czasów szkolnych do kartkówek i sprawdzianów. Ale spokojnie. Kolorowe Trójkąty nie zmęczą nas przygotowaniami. Mamy tu w zasadzie kilka działań.

Na wstępie musimy zdecydować, czy do rozgrywki weźmiemy jeden, czy dwa komplety kafelków. Jeśli będziemy grać dwoma kompletami to tasujemy je razem. Kafelki układamy na stole w zakrytym stosie. W zależności od tego, czy do rozgrywki wzięliśmy jeden czy dwa komplety kafelków odrzucamy do pudełka odpowiednio losowo jeden lub dwa kafelki ze stosu (nie oglądając ich).

Każdy z graczy losuje ze stosu 3 kafelki i układa je na ręce w sposób niewidoczny dla pozostałych graczy. Zaś spośród kafli startowych (dużych trójkątów) losujemy jeden, który układamy na środku stołu. Pozostaje jeszcze przygotować kartkę do zapisywania punktów – rysujemy na niej tyle kolumn, ilu graczy zasiada do stołu a każdą kolumnę podpisujemy imieniem gracza.

Wszystko przygotowane. Można zaczynać kolorową zabawę z trójkątami.

niedziela, 25 maja 2025

Mindbug Bojowoce: Galaktyka i Mindbug Bojowoce: Królestwo - recenzja gier karcianych wydawnictwa Portal Games

Co jest lepsze niż Mindbug? Jeszcze więcej Mindbuga. Śmiechem żartem, ale ta gra to dla nas ciągle miła niespodzianka i ciągle sprawia nam mnóstwo frajdy. Szybka, emocjonująca, regrywalna.

Nie dziwię się, że autorzy gry kują żelazo, póki gorące i tym sposobem pojawiły się kolejne wersje Mindbuga. Rok temu pisaliśmy o samodzielnym dodatku Ponad ewolucję (wyszedł jednocześnie razem z Ponad wieczność).

Mamy rok 2025 i cóż, mamy znowu dwa nowe samodzielne dodatki o wspólnym podtytule „Bojowoce”, czyli Mindbug Bojowoce: Galaktyka i Mindbug Bojowoce: Królestwo od wydawnictwa Portal Games. Tak się złożyło, że do recenzji otrzymaliśmy oba, więc w niniejszej recenzji opiszę nasze wrażenia dotyczące obu tytułów. Zapraszam zatem do lektury.



Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.

CO ZAWIERA GRA

Całość zamknięta została w dokładnie takim samym wielkościowo pudełeczku jak w przypadku recenzowanego już Mindbuga.

Najliczniejszą grupą komponentów są oczywiście karty, dokładnie 48 kart potworów, podzielonych na kilka grup, zwanych w grze cechami. Z przynależnością do każdej z nich oczywiście będą wiązały się pewne możliwości, jakie dają nam dane cechy.

Oprócz tych kart czekają na nas 4 karty tytułowych Mindbugów (po dwie na gracza) oraz karty pomocy. Nowością (w obu recenzowanych tytułach) są żetony Oktonitu, które wprowadzą nieco zamieszania w grze.

Załączona instrukcja (jednakowo treściowo dla obu tytułów) to ciągle ta sama mała i dość gruba książeczka, uzupełniona jednakże o nowości obu dodatków. Jakościowo wszystko wygląda dokładnie tak samo jak w przypadku tego „zwykłego” Mindbuga. Naprawdę nie ma się czego przyczepić.

CEL GRY

Cel gry jest niezmienny. To ciągle „naparzanka”, w której zwycięzca może być tylko jeden.

Przywołujemy hybrydowe stwory, a następnie wysyłamy je do walki z podobnymi maszkarami naszego przeciwnika, mając na uwadze tytułowe Mindbugi - które, które umożliwiają przejęcie kontroli nad zagrywaną kartą potwora.

Każdy z nas dysponuje pewną pulą punktów życia. Zwycięży ten z nas, który pozostanie na placu boju z niewyzerowanymi punktami życia na swoim liczniku lub sprawi, że przeciwnik nie będzie stanie wykonać żadnej akcji.

PRZYGOTOWANIE GRY

Ten etap niczym się nie różni od zwykłego Mindbuga. Z jednym małym wyjątkiem. W grze korzystać będziemy z żetonów Oktonitu – musimy je umieścić w miejscu dostępnym dla obu graczy.

W kolejnym kroku tasujemy karty stworów. Do każdego z nas trafia dokładnie 10 kart – umieszczamy je w zakrytym stosie. Niewykorzystane karty wracają do pudełka. Ze stosu 10 kart dobieramy na rękę 5 kart.

Oprócz tego każdy z nas otrzymuje po dwie karty Mindbugów oraz licznik życia (ustawiamy go na wartości 3).

środa, 21 maja 2025

Dżungla - recenzja łamigłówki logicznej od Wydawnictwa Muduko.

Nie od dziś lubimy wszelakie łamigłówki logiczne. Czy to w wersji jednoosobowego wyzwania (bo z zasady tak są skonstruowane takie łamigłówki), czy jako wspólne działanie w gronie rodzinnym.

Bohaterka dzisiejszej recenzji uzupełnia kolekcję dotychczasowo wydanych łamigłówek z portfolio Wydawnictwa Muduko. Do Hotelu, Ptaków i Cuksów dołącza Dżungla. Czy pomoc dzikim zwierzętom w znalezieniu właściwego dla nich terytorium to będzie nie lada wyzwanie? A może to łatwizna niczym zjazd po lianie w dżungli? Przekonajcie się sami. Przed Wami nasza recenzja tego tytułu.



Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.

CO ZAWIERA GRA

W małym pudełeczku, wielkości takiej jak dotychczasowe łamigłówki z serii, czyli Hotel, Ptaki i Cuksy, znajdziemy komponenty charakterystyczne dla tych układanek, czyli: 60 dwustronnych kart z zadaniami (po jednej stronie będzie zadanie a po drugiej jego prawidłowe rozwiązanie) oraz 6 tekturowych bohaterów wyzwania (tygrys, słoń, małpa, wąż, papuga i żaba).

Jak na te łamigłówki przystało pudełko, a dokładnie środek pudełka, jest integralną częścią zabawy. To w nim będziemy szukać terytoriów, w których powinniśmy umieścić nasze dzikie zwierzęta.

Łamigłówki na kartach mają wzrastający poziom trudności. Dodatkowo w instrukcji znajdziemy kod QR przenoszący nas do strony internetowej, gdzie umieszczone są dodatkowe łamigłówki.

Jakościowo wszystko jest ok, aczkolwiek zwierzątka mają tendencję do dezintegracji i trzeba im pomóc (np. jakimś klejem do papieru Magic).

CEL GRY

Dżungla to dzikie miejsce. Pełne różnych terenów. Na jednych dane zwierzaki czują się jak u siebie w domu, na innych niekoniecznie. Naszym zadaniem jest pomóc naszym dzikim przyjaciołom odnaleźć właściwe im terytoria.

PRZYGOTOWANIE GRY

Przygotowanie do zabawy jest niezwykle proste. Wystarczy wybrać kartę z zadaniem - można to robić po kolei lub w dowolnej kolejności. Następnie dobieramy przedstawione na górze karty dzikie zwierzęta i gotowe! Możemy zaczynać wyzwanie.

poniedziałek, 19 maja 2025

Świetlni Detektywi – recenzja gry rodzinnej wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Idę o zakład, że większość z Was zna magiczne książeczki „Gdzie jest Wally?”. Ich strony są pełne miliona szczegółów, spośród których musimy wyszukać konkretną postać. W tej serii to był Wally – kultowa postać z lat 90tych minionego wieku. Na podstawie tych książek powstał później animowany serial. I jak to bywa w świecie książeczki w stylu Gdzie jest…? zaczęła się rozrastać o nowych bohaterów z różnych innych uniwersów. Były postaci ze Star Wars a teraz króluje Minecraft.

Bohaterka dzisiejszej recenzji silnie kojarzy się ze wspomnianą wcześniej serią "Gdzie jest…?". Świetlni detektywi, bo o tym tytule z portfolio Naszej Księgarni dziś Wam poopowiadamy, zapraszają nas do poszukiwania różnych postaci lub przedmiotów na mapie Festiwalu Przebierańców. Czy to będzie ciekawe doświadczenie? A może jedyne co zaznamy, to oczopląs? Przekonajcie się sami. Zapraszamy do lektury naszej recenzji.


Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.

CO ZAWIERA GRA

W średniej wielkości pudełku znajdziemy całkiem dużą ilość różnych komponentów. Będę to: plansze graczy (każda z innym symbolem), dwustronne latarki, pionki graczy, tarcze do liczenia punktów, talia kart poszukiwań, księżyc, kostka księżyca, znaczniki przyspieszenia i klepsydra. Te wszystkie rzeczy będą nam potrzebne do gry podstawowej.

Jeśli zechcemy zagrać w dodatkowe warianty to będziemy jeszcze potrzebować kart i znaczników strefy oraz żetonu wyzwania.

Całość wyposażenia dopełnia instrukcja napisana precyzyjnie i pełna przykładów graficznych.

Nie od dziś wiadomo, że gry wydawane przez Naszą Księgarnię są wydane na wysokim poziomie i z dbałością o każdy detal. Nie inaczej jest ze Świetlnymi Detektywami. Na szczególną uwagę zasługują tu specjalne plansze zbudowane tak, że zawartość graficzna planszy ukryta jest pod czarną folią. 

Do dojrzenia tego co się kryje na planszy (a każda z plansz to jeden z elementów świata gry przedstawionego na plakacie dołączonym do pudełka) potrzebna jest specjalna latarka. Ale spokojnie – to nie dzieło techniki wymagające baterii czy innego zasilania.

CEL GRY

Festiwal Przebierańców trwał w najlepsze. Dzieciaki z nosami przyklejonymi do szyb okiennych obserwowały wszystko z zapartym tchem. Pomysłowe przebrania uczestników natchnęły dzieciaki do zabawy w detektywów. 

Będą poszukiwać ludzi przebranych za hot-dogi, małpki, jednorożce czy rekiny. Jednakże ich plany chce pokrzyżować księżyc – wszak idzie noc i dzieciaki powinny już być w łóżkach. Ale nie z nimi takie numery. Mali detektywi mają tajny plan – użyją magicznych latarek. 

Wyzwanie czas start! Czy uda im się odnaleźć jak najwięcej postaci lub przedmiotów zanim dopadnie ich księżyc?



PRZYGOTOWANIE GRY

Ważną częścią gry jest wnętrze pudełka – stanowi ono tor ucieczki dzieciaków przed księżycem. Musimy je zatem umieścić na środku stołu.

Losujemy po jednej planszy a następnie dobieramy zestaw elementów w wybranym przez siebie kolorze. Elementy te to: magiczna latarka (układamy ją dużym światłem do góry), tarcza i pionek gracza (ten trafia na tor ucieczki z symbolem gwiazdy).

Bierzemy znaczniki przyspieszenia w liczbie większej o 2 od liczby graczy i kładziemy je z boku stołu.

Obok pudełka kładziemy klepsydrę, kostkę księżyca i potasowane karty poszukiwań w stosie (obrazkiem do góry).

Na torze ucieczki, na polu z symbolem księżyca, układamy żeton księżyca.

Wszystko gotowe. Czas rozpocząć wyścig.

środa, 14 maja 2025

Potwory w Tokio Duel - recenzja dwuosobowej gry wydawnictwa Portal Games

Richard Garfield to uznana postać na rynku gier planszowych. Ma na koncie naprawdę wiele znanych tytułów. O części nawet pisaliśmy. Królestwo królików (szkoda, że zostało zapomniane), Mindbug (jako współautor), a także Potwory w Tokio.

Ten ostatni tytuł to swoisty ewenement. Prosta gra rodzinno-imprezowa, naładowana negatywną interakcją, opakowana ogromną losowością a jednocześnie dająca mnóstwo dobrej zabawy. Doczekała się swojej młodszej siostry w postaci Potworów w Nowym Jorku a także specjalnej wersji Dark Edition.

Pan Richard jednakże nie osiadł na laurach i zaproponował światu coś nowego w świecie „potworów”. Mianowicie Potwory w Tokio Duel. Można się zastanowić, po co? Czy to przypadkiem nie jest wyciąganie kasy od fanów tytułu? A może jednak coś więcej?

Tak się złożyło, że ta gra właśnie wkracza na salony dzięki wydawnictwu Portal (które to parę lat temu przejęło wydawanie Potworów w Tokio w Polsce od wydawnictwa Egmont) i otrzymaliśmy od wydawnictwa egzemplarz do przetestowania.

W niniejszej recenzji postaram się przedstawić nasze wrażenia płynące z rozgrywki, w której to spróbujemy odpowiedzieć na pytania postawione wyżej. Zapraszam zatem do lektury.


Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.

CO ZAWIERA GRA

Całość zamknięta jest w niewielkim pudełeczku. W środku czeka na nas plansza, po której będziemy przeciągać dwie „liny”, czyli przesuwać dwa drewniane znaczniki (Sławy i Zniszczenia) po dwóch torach. Nasze tory będziemy mogli nieco zmodyfikować dzięki specjalnym żetonom Wrzawy.

W grze korzystać będziemy z kart mocy, które pozwolą nam nieco namieszać w rozgrywce. Te nabywać będziemy za pomocą zielonych kosteczek (znaczników energii) Nie zabrakło również pokręteł punktów życia i oczywiście kostek – tych podstawowych – czerwonych i tych dodatkowych – białych (z których skorzystam, jeśli uprzednio zdobędziemy niewielkie żetoniki kostek).

Każdy z nas wciela się w rolę potwora, który pokazany jest na specjalnej planszetce, na której znajdziemy wizerunek maszkary, jego „imię” oraz moc, którą będziemy mogli odpalić.

Miłym dodatkiem jest funkcjonalna plastikowa wypraska, która zapewnia nam porządek. Wszystko ma swoje miejsce i nic nie „lata” po pudełku.

Jakościowo wszystko jest w jak najlepszym porządku. Załączona instrukcja jest krótka, okraszona mnóstwem przykładów – tak jak lubimy. Po jej lekturze nie powinniśmy mieć żadnych problemów z przyswojeniem zasad.

CEL GRY

Potwory w Tokio Duel to dwuosobowa wersja znanej i lubianej gry pt. Potwory w Tokio. W niej każdy z dwójki przeciwników wciela się w postać jednego z sześciu dostępnych potworów, a naszym celem jest dominacja nad Tokio.

Mamy trzy sposoby na to, a mianowicie: wyzerowanie Punktów Życia przeciwnika., umieszczenie obu znaczników Sławy i Zniszczenia w Kluczowych Strefach na torach po swojej stronie planszy lub też przesunięcie jednego ze znaczników Sławy lub Zniszczenia na Pole Zwycięstwa na końcu toru po swojej stronie planszy.

PRZYGOTOWANIE GRY

Ten etap banalnie prosty. Każdy z nas wybiera jednego z sześciu możliwych Potworów i bierze odpowiadającą mu kartę Potwora oraz znaczniki punktów życia (ustawia na taką wartość, którą wskazuje karta).

Pomiędzy graczami umieszczamy planszę główną w taki sposób, żeby skierowana była do każdego z nas krótszym bokiem. Umieszczamy na niej na polach startowych torów Sławy i Zniszczenia odpowiednie znaczniki.

Następnie tasujemy talię Kart Mocy i wykładamy trzy odkryte w odpowiednim miejscu na planszy.

W zasięgu wszystkich graczy powinny znaleźć się kostki (podstawowe i dodatkowe), znaczniki Energii, żetony Wrzawy, żetony kostek. To w zasadzie tyle. Możemy przystąpić do walki o dominację nad Tokio.

niedziela, 4 maja 2025

Pogaduszki z przyjaciółmi - recenzja kart do rozmów wydawnictwa Albi.

Szczera rozmowa to podstawa w zasadzie każdej relacji. Czy to rodzicielskiej, czy przyjacielskiej czy biznesowej. A jednocześnie umiejętność głębokiej, szczerej rozmowy to jedna z kompetencji najtrudniejszych do opanowania w zasadzie na każdym etapie rozwoju człowieka.

Psychologowie ostatnimi czasy biją na alarm, zwracając uwagę, że samotność w relacjach społecznych to już nie tylko czynnik dotykający ludzi starszych, ale niestety także i cecha młodego pokolenia (pokolenia Z). Samotność i izolację zapoczątkowała pandemia, ale powrót do tzw. normalności nie do końca oznacza powrót do rozmów w pełnym tego słowa znaczeniu. Uważni obserwatorzy zauważą, że dzieci, młodzież i dorośli mocno ograniczyli komunikację pomiędzy sobą, a w dużej mierze przenieśli ją do wirtualnej rzeczywistości Messegera i innych komunikatorów. Szybkie, krótkie i zdawkowe informacje. To w zasadzie podstawa komunikacji współczesnego świata. I choć już nie ma ograniczeń i izolacji to ludzie funkcjonują już odmiennie.

Czy w tym nowym, postpandemicznym świecie jest jeszcze przestrzeń na prawdziwą szczerą i głęboką rozmowę? Niezależnie od tego, czy odpowiedz będzie pozytywna czy negatywna, jedno jest pewne. Powinniśmy rozmawiać ze sobą w środowisku rodzinnym, rówieśniczym czy towarzyskim. 

Z pomocą przychodzą nam takie narzędzia jak choćby seria Pogaduszki wydawana przez Albi Polska. Co to takiego? Jak może nam pomóc w pogłębianiu relacji międzyludzkich? Zapraszamy do lektury naszej recenzji tego niecodziennego produktu w postaci Pogaduszek z przyjaciółmi.


Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.

CO ZNAJDZIEMY W PUDEŁKU

W małym pudełku znajdziemy ni mniej ni więcej tylko setkę kart, w tym większość kart z pytaniami, kartę z zasadami zabawy oraz 10 pustych kart, do stworzenia własnych pytań.

Tylko tyle wystarczy, żeby towarzyskie spotkanie zamienić w głębokie pogaduszki. Kilka uwag na temat wykonania, bo zasługuje ono na pochwały. 

Karty są bardzo solidne (dawno nie widzieliśmy kart z tak grubej tektury), w dodatku umieszczone zostały w bardzo przemyślanym pudełeczku. Wystarczy zdjąć górne wieczko i mamy dostęp do wszystkiego. To bardzo wygodne rozwiązanie.

ZASADY ZABAWY

Pogaduszki nie są grą w klasycznym tego słowa znaczeniu. To bardziej narzędzie pomocne do rozpoczęcia rozmów. W tym przypadku rozmów z przyjaciółmi.

Po prostu losujemy kartę z pytaniem i odpowiadamy na nie. Inni uczestnicy zabawy mogą nas o coś dopytać, sami też mogą udzielić odpowiedzi na pytanie poruszane na karcie. To może być świetna iskierka do dyskusji na dany temat.

Może się zdarzyć tak, że wylosowane pytanie/zadanie komuś nie podpasuje. Wtedy można odrzucić taką kartę i wylosować inną. Chodzi przecież o dobrą zabawę i lepsze poznanie się jej uczestników a nie o to, żeby stawiać kogoś w niekomfortowej sytuacji.

Cała zabawa to może być luźne wyciąganie kart i udzielanie odpowiedzi. Można też na wstępie ustalić ilość kart, które chcemy wykorzystać choć oczywiście jak zabawa się rozkręci to można tą ilość zwiększać i zwiększać.

niedziela, 27 kwietnia 2025

Ubongo Travel - recenzja gry logicznej wydawnictwa Egmont

Ubongo to gra fenomen. Świetnie się przyjęła wśród graczy i jej autor Grzegorz Rejchman ciągle kuje żelazo, póki gorące. Powiem szczerze, że zaczynam się nieco gubić w kolejnych odsłonach tego logicznego hitu. Extreme, 3D, Duo, Trigo, Lines, Shimo i parę innych.

W niniejszej recenzji chciałbym się podzielić wrażeniami z najnowszego dzieła, chyba najbliższemu oryginałowi, czyli po prostu Ubongo wydanego w serii niewielkich gier oznaczonych przez wydawnictwo Egmont jako Travel (i na potrzeby recenzji będę ją nazywał Ubongo Travel). Ale, żeby nie uprzedzać faktów, zapraszam do lektury.




Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.

CO ZAWIERA GRA

W niewielkim pudełeczku (rozmiarów dokładnie wszystkich gier z serii Travel (np. FITS, Reakcja łańcuchowa, czy też BITS) znajdziemy same elementy kartonowe. Jak przystało na Ubongo będą to zagadki - w formie kart z wersją łatwiejszą (strona A) i trudniejszą (strona B). Zagadki będziemy rozwiązywać za pomocą tekturowych kafelków.

Załączona instrukcja napisana jest tak, że nie mamy żadnych wątpliwości co do przebiegu rozgrywki. Jasno i klarownie. Przede wszystkim jednak krótko – to w zasadzie jedna kartka papieru.

CEL GRY

Naszym zadaniem jest rozwiązywanie łamigłówek znajdujących się na kartach. Za ich rozwiązywanie będziemy punkty (w postaci zdobytych kart). Gracz, który zgromadzi ich najwięcej, ten okaże się zwycięzcą.

PRZYGOTOWANIE GRY

Przygotowanie zabawy specjalne trudne nie jest. Tasujemy wszystkie karty i formujemy z nich stos w taki sposób, żeby wybrany poziom trudności na karcie był dla nas niewidoczny Jeśli wybierzemy poziom łatwiejszy (strona A karty), to zobaczymy stronę B karty. Liczebność stosu to dokładnie 8 kart na gracza (czyli grając w dwójkę skorzystamy z 16 kart) – nieużywane karty zostaną w pudełku.

Zestawem startowym każdego z nas będzie osiem kafelków. Tyle.

niedziela, 6 kwietnia 2025

Goblin Coaster- recenzja kooperacyjnej gry rodzinnej wydawnictwa Egmont.

Gry rodzinne przeważnie cechują się słodkimi kolorami i grafiką przyjemną dla oka dzieci. Wróżki, elfy, miłe tematy... A co jeśli w takiej grze pojawią się gobliny? Mieliśmy już takie przykłady, jak choćby Goblinpiada wydana przez nieistniejące już niestety Liski czyli Wydawnictwo Foxgames, Mix Turę od Muduko czy dodatek Goblin do gry Karak. Powiewa delikatnie mrokiem...

Bohaterka dzisiejszej recenzji także tematycznie dotyczy goblinów. Konkretnie budowy szalonej Goblińskiej Kolejki Górskiej. Przed Wami Goblin Coaster od wydawnictwa Egmont. Czy kooperacja i walka z czasem to, co nam przypasuje? Przekonajcie się sami. Zapraszamy do lektury naszej recenzji. 



Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.


CO ZAWIERA GRA

W pudełku sporej wielkości (takim jak np. do gry Tuki) znajdziemy całkiem sporą ilość komponentów. Będą to głównie elementy składowe szalonej Goblińskiej Kolejki Górskiej takie jak: kafelek rampy start – meta, kafelek początkowego fragmentu torów oraz spora ilość kafelków fragmentów torów. 

Do tego dorzucona jest garść różnorodnych kafelków: z narzędziami, punktów kontrolnych, kafelek skarbu czy żetony znaków zasad bezpieczeństwa. Uzupełnieniem tego wszystkiego są dwie klepsydry i czarny woreczek. 

Wisienką na torcie jest instrukcja tłumacząca wszystkie zasady. Krótka i zwięzła.

CEL GRY

Nie ma na co czekać! W Goblin Coaster wszyscy razem podejmujemy walkę z czasem, aby skompletować Goblińską Kolejkę Górską. Musimy przesuwać do przodu wagonik, omijać przeszkody na torach i podejmować różne wyzwania. Musimy współpracować. Tylko wtedy zdołamy ominąć skały, roje nietoperzy i pajęczyny!. Ale czy uda się nam ukończyć trasę kolejki goblinów na czas?

PRZYGOTOWANIE GRY

Istotnym elementem przygotowania gry jest włożenie do woreczka odpowiednich elementów. Te będą zależne od tego na jakim poziomie zechcemy rozegrać walkę o kolejkę goblinów. Na poziomie 1 będą to tylko fragmenty toru. Poziomy od 2 do 4 wymagać będą dołożenia do torów kafelków narzędzi. Zaś na poziomie 5 w woreczku znajdą się wszystkie fragmenty toru, wszystkie kafelki narzędzi i sześć przypadkowo wybranych znaków bezpieczeństwa.

Wszyscy gracze będą kolejno losować elementy z woreczka. Ważna uwaga: każdy gracz może wylosować maksymalnie jedno narzędzie. Zaś dozwolona ilość kafelków będzie zależna od ilości graczy zasiadających do rozgrywki (informację o tym znajdziemy w malutkiej tabelce w instrukcji). Wylosowane kafelki wszyscy kładą przed sobą.

Na środek stołu trzeba jeszcze położyć rampę startową a przy niej początkowy fragment torów. Na rampie umieszczamy jeszcze pomarańczową klepsydrę odmierzającą ok. 30 sekund.

Poziom 3 wymaga dodatkowego przygotowania. Poza elementami wrzuconymi do woreczka potrzebne nam jeszcze będą punkty kontrolne. Dwa z nich umieszczamy na stole w dowolnie wybranym przez nas miejscu. W wersji „Wyprawa po skarb” użyjemy wszystkich 4 punktów kontrolnych układając je jeden za drugim. Za ostatnim punktem kontrolnym umieścimy kafelek skarbu.

Wszystko gotowe. Można zacząć wyścig.

czwartek, 3 kwietnia 2025

Jungo - recenzja gry karcianej wydawnictwa Rebel

Trick-taking, czyli po naszemu zbieranie lew, to jedna z moich ukochanych mechanik spotykanych w grach karcianych. Całe mnóstwo czasu spędzonego za młodu na rozgrywkach (za pomocą tradycyjnej talii) w Planowanie, Kierki, 3-5-8. Nic więc dziwnego, że każda nowa gra, która jest oparta o zbieranie lew od razu wskakuje na radar.

Jakiś czas temu pisaliśmy o Jeckyll i Hyde, Odyn, czy też Zbuntowanych księżniczkach. Każda z tych gier jest naprawdę znakomita i każda świetnie wykorzystuje trick-taking.

Bohaterką niniejszej recenzji jest Jungo. Niewielka karciana gra wydawnictwa Rebel, która może nie jest klasyczną grą w zbieranie lew, ale pewne elementy tej mechaniki tak znajdziemy. Jej autorem jest Toshiki Arao. To, wydaje mi się, że to pierwsza gra tego japońskiego autora wydana w naszym kraju. Sam ma na koncie kilka tytułów, ale żaden nie jest mi znany.

Czy zatem ta maleńka, całkiem niepozorna gra z nieco takimi mocno dziecięcymi grafikami przypadła nam do gustu? Zapraszam do lektury recenzji.



Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.

CO ZAWIERA GRA

W niewielkim pudełku (dokładnie tej samego formatu, co rebelowe Trio), znajdziemy wyłącznie karty (bardzo dobrej jakości). Dokładnie 64 karty w ośmiu kolorach o wartościach 1-8 (każda wartość ma inny kolor). Dodatkowo otrzymaliśmy karty podwójne (po dwie wartości na karcie).

Załączona instrukcja to niewielka karteczka. Zasady tłumaczy w sposób bardzo przystępny, okraszając je bardzo czytelnymi przykładami.

CEL GRY

Cel gry jest bardzo prosty. Wręcz banalny. To pozbycie się z ręki wszystkich kart. Oczywiście szybciej niż inni. A jak to zrobić? O tym już za chwilę

PRZYGOTOWANIE GRY

Ten etap jest ekstremalnie szybki. Tasujemy wszystkie karty i w zależności od liczby graczy każdy z uczestników otrzymuje 10 kart (przy trzech osobach) lub 8 kart (przy 4-5 graczach). Najważniejsze na tym etapie jest to, że nie możemy zmienić kolejności otrzymanych kart.

Pozostałe karty stanowić będą zakryty stos dobierania.

To tyle. Możemy przystąpić do rozgrywki.

niedziela, 23 marca 2025

Ganges: karty i karma - recenzja gry karcianej wydawnictwa Rebel.

Ganges (w oryginale Rajaz of The Ganges) wydany u nas przez wydawnictwo Egmont, to jedna z ciekawszych gier w naszej kolekcji. Swoją premierę miała na targach w Essen w 2017 i zdobyła chyba uznanie graczy na całym świecie – wg aktualnego rankingu BGG jest mniej więcej w połowie drugiej setki. To naprawdę wysoka pozycja.

Nie dziwię się, że autorzy gry, czyli małżeństwo Inka i Marcus Brandowie postanowili kuć żelazo póki gorące i w 2020 pojawiła się wykreślanka z tego „uniwersum”, czyli Rajas of the Ganges: The Dice Charmers. Ta gra akurat nie znalazła polskiego wydawcy. A szkoda, bo to całkiem ciekawy tytuł.

W roku 2024 pojawiła się kolejna gra tych samych autorów. Tym razem powrócili do Gangesu w postaci gry karcianej. Mowa tutaj o Ganges: Karty i karma, wydanej całkiem niedawno przez wydawnictwo Rebel. To właśnie ona jest bohaterką niniejszej recenzji.

Czy nam przypadła do gustu? Zapraszamy do lektury recenzji.



Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.

CO ZAWIERA GRA

Całość zamknięta jest w niewielkim pudełku. W środku znajdziemy (a to niespodzianka) całe mnóstwo kart. Zdecydowanie najliczniejszą grupą są karty dwustronne – z jednej strony przedstawiona jest akcja, a z drugiej kość o wartości 1-6 w jednym z czterech kolorów. 

Nieco mniej liczną grupę stanowią karty: ścieżki punktacji i administratora. Do dyspozycji graczy oddano również funkcjonalne karty pomocy.

Całość uzupełniają żetony: sławy, karmy oraz monet. Nie zabrakło również znacznika pierwszego gracza w postaci słonika (podobny był w Gangesie).

Jakościowo wszystko przedstawia się naprawdę dobrze i w zasadzie nie mam się czego przyczepić (może tylko mniejszego pudełka – bo te przechowuje zbyt dużo powietrza)

Instrukcja jest krótka i zwięzła. Zasady zaprezentowane zostały w sposób czytelny, z licznymi przykładami. Tak jak lubimy.

CEL GRY

Ruszajmy w podróż do Indii z czasów początku Państwa Wielkich Mogołów, gdzie jako radżowie i rani wzniesiemy wspaniałe budowle nad Gangesem i będziemy handlować cennymi towarami, zdobywając sławę i bogactwo!

Ganges: Karty i karma to samodzielna gra karciana, w której ponownie odwiedzimy okolicę Gangesu. Tym razem w rozgrywce kluczową rolę odgrywać będą karty z kośćmi (brzmi to dziwnie, ale tak właśnie jest).

Będziemy musieli wykorzystywać towary transportowane statkami oraz korzystać z wpływów w pałacu, aby móc gromadzić żetony karmy, dodatkowe karty i inne cenne bonusy. Pozwoli to nam odwracać karty na swojej ścieżce punktacji i uzyskać dodatkowe bonusy.

Zwycięzcą jest ta osoba, która jako pierwsza odwróci wszystkie swoje sześć kart, ewentualnie o zwycięstwie decydują punkty zwycięstwa.

PRZYGOTOWANIE GRY

Każdy z nas otrzymuje zestaw sześciu kart ścieżki punktacji w wybranym kolorze, który układa przed sobą jasną stroną do góry.

Wszystkie pozostałe karty tasujemy i układamy je w zakrytym stosie na stole (stroną z akcjami do góry). Następnie odkrywamy karty z talii głównej i układamy na stole (również akcjami do góry). Liczba kart zależy od liczebności graczy. I tak np. przy dwójce układamy 3 kolumny po 4 karty (łącznie 12 kart), a w pełnym czteroosobowym składzie tworzymy 5 kolumn po 4 karty (łącznie 20 kart).

Następnie tasujemy karty administratora i układamy je w zakryty stos na stole. Gdzieś obok nich tworzymy bank żetonów: sławy, karmy oraz monet.

W ostatnim kroku każdy z nas dobiera po cztery karty ze stosu dobierania (stroną z kością). Losowo wybieramy pierwszego gracza (otrzymuje słonika) i możemy przystąpić do rozgrywki.

poniedziałek, 3 marca 2025

Alpaki - recenzja gry karcianej wydawnictwa Nasza Księgarnia.

Nasza Księgarnia jest obecna na rynku gier planszowych od ponad 7 lat (gratulacje) i ma w swoim portfolio całe mnóstwo naprawdę udanych planszówek. Planszówek, które bardzo trafiają w nasze gusta.

Pewną ciekawostką jest to, że część tych gier można pogrupować w serie wydawnicze. Mamy np. serię „Snu”, którego przedstawicielem są np. tytułowy Sen czy też Sowy. Mamy też „pudełka” (tak my to nazywamy), wśród których znajdziemy np. Grę na czas, czy też Grę na emocjach.

Coś czuję, że właśnie rodzi się nowa seria, zapoczątkowana przez bohaterkę niniejszej recenzji, czyli Alpaki. Ich autorem jest Christian Giove, którego polscy gracze mogą kojarzyć z takich gier jak Origami czy też Owce na manowce.

Wspomniałem o nowej serii. Niedługo powinna pojawić się druga gra, czyli Ptaszki. Z Alpakami łączą je ten sam format pudełka i ta sama charakterystyczna grafika. Akurat tutaj wydawnictwo nie miało zielonego światła na swoje indywidualne wydanie i musiało się pogodzić z tym, co stworzyło oryginalne wydawnictwo (GateOnGames), co ma swoje plusy i minusy (o tym za chwilę).

Czy obcowanie z sympatycznymi Alpakami przyniosło dało nam godziwą rozrywkę, czy też niekoniecznie? Zapraszam do lektury recenzji.


Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię o grze.

CO ZAWIERA GRA

W takim dość specyficznym (nie jest to zdecydowanie standard w wykonaniu Naszej Księgarni) pudełku znajdziemy mnóstwo kart. Nic dziwnego. To gra, która po prostu na kartach bazuje, stąd w środku znajdziemy ich całkiem sporo. Zostały podzielone na kilka kategorii, a więc mamy karty maluchów, karty alpak królewskich, karty pozerów oraz karty placów budowy. Najliczniejszą grupę stanowią karty alpak brązowych i białych.

Do tego karty ściągawek dla graczy, kartonowe ogrodzenia (żeby móc gdzieś te alpaki hodować) oraz spory, drewniany znacznik pierwszego gracza. Jak można się domyślić, to figurka alpaki.

Wykonanie samej gry jest znakomite. Począwszy od pancernego pudełka, poprzez ogrodzenia, na samych kartach kończąc. No nie ma do czego się przyczepić. Może poza jednym – pudełko jest zdecydowanie za duże. Owszem, w środku mamy funkcjonalny plastikowy insert, ale mimo wszystko jakaś połowa pudła jest niewykorzystana.

Załączona instrukcja jest stosunkowo długa, jednakże napisana (tradycyjnie zresztą) bardzo przystępnie, w pełni wyjaśniając wszelkie zawiłości gry.

CEL GRY

Celem gry jest stworzenie jak najlepiej punktowanej łąki, pełnej różnorodnych alpak. Gracze dążą do uzyskania największej liczby punktów poprzez strategiczne dobieranie i rozmieszczanie kart w swoich zagrodach.

Każda alpaka ma określoną wartość punktową oraz specjalne zdolności, które mogą wpływać na sposób rozgrywki, jak np. możliwość przestawiania innych kart lub zdobywania dodatkowych punktów. Kluczem do sukcesu jest takie planowanie swoich ruchów, by alpakowe zdolności wzajemnie się wspierały, a układ kart na planszy przynosił jak najwięcej korzyści.

Rozgrywka kończy się, gdy gracze zapełnią swoje plansze lub nie będzie już możliwe dobranie kolejnych kart. Wygrywa osoba, która zdobyła najwięcej punktów, tworząc harmonijną, różnorodną i dobrze przemyślaną łąkę alpak.


PRZYGOTOWANIE GRY

Tempo przygotowania rozgrywki zależy od tego, jak zakończyliśmy całą zabawę, czy mamy posegregowane karty, czy też niekoniecznie.

Na środku stołu tworzymy rynek, który składał się będzie dokładnie z dwunastu stosów, a w każdym z nich cztery karty. Dwie z nich tworzą zawsze alpaki królewskie i pozerzy. Co do reszty. Wybieramy losowo wybrane alpaki brązowe (sześć stosów po cztery takie same alpaki) oraz alpaki białe (cztery stosy po cztery takie same alpaki). Jak mamy porządek w pudełku, to pójdzie nam to szybko, jeśli nie…no cóż, chwilę to potrwa.

W zasięgu wszystkich graczy powinny znaleźć się ogrodzenia – po cztery na gracza.

Zestawem startowym każdego z graczy jest dziesięć kart: sześć maluchów i cztery place budowy. Tasujemy je ze sobą i tworzymy zakryty stos dobierania, z którego połowa wędrują na naszą rękę. Pozostałe elementy nie wezmą udziału w rozgrywce.