niedziela, 7 czerwca 2020

BOARDING: Pokładowa układanka - recenzja gry wydawnictwa Nasza Księgarnia

Będę to powtarzał jak mantrę. Jesteśmy ogromnymi fanami abstrakcyjnych gier logicznych i jeśli tylko takowa pojawi się na radarze, to wcześniej czy później trafi do nas.

Gdy zobaczyliśmy pierwsze zdjęcia Boardingu, pierwsze informacje prasowe od jej wydawcy, to tradycyjnie już, serducho szybciej zabiło a na buźkach pojawiły się banany. Szykował się kolejny dobry abstrakt. Oczywiście musieliśmy się przekonać, czy nas intuicja nie myli.

Boarding trafił pod nasz dach i nie będę ukrywał, że był (i ciągle jest) częstym gościem na naszym stole. A co z tych odwiedzin wynikło? Zapraszam do lektury recenzji.



CO ZAWIERA GRA

W średniej wielkości pudełku znajdziemy cztery dwustronne plansze przedstawiające wnętrze samolotu, tzn. rzędy siedzeń przedzielone przejściami pomiędzy nimi. Pasażerowie reprezentowani są przez drewniane znaczniki w pięciu kolorach. Przedstawiają one odpowiednie grupy: zakochanych (czerwone znaczniki), dzieci (białe), biznesmenów (niebieskie), turystów (żółte) oraz ekologów (zielone).

Silnikiem napędowym gry będą karty. Te zostały podzielone na dwie kategorie: pasażerów (w tym część kart trudnych) oraz wydarzeń (stosowanych w wariancie zaawansowanym). Swoistą walutą w grze będą vouchery na jedzenie – z jednej strony pozwolą nam kupno kart a z drugiej zapewnią nam punkty zwycięstwa na koniec gry.

Tradycyjnie już (jak przystało na Naszą Księgarnię) jakościowo gra wypada znakomicie i z pewnością wytrzymają długo bez większego uszczerbku. Załączona instrukcja jest stosunkowo długa, jednakże napisana (tradycyjnie zresztą) bardzo przystępnie, w pełni wyjaśniając wszelkie zawiłości gry.

CEL GRY

Tytuł gry i sama okładka wskazują na to, co przyjdzie nam uczynić w tej grze. Uśmiechnięta stewardesa kontra tłum pasażerów biegnący do samolotu, żeby zająć jak najlepsze miejsca. Hola hola mili państwo. Nie tak szybko… W tym momencie wkraczamy my. Naszym zadaniem będzie odpowiednie porozmieszczanie pasażerów na pokładzie samolotu. Odpowiednie, to znaczy takie, które przyniesie nam jak najwięcej punktów zwycięstwa. Ten kto uzbiera ich najwięcej, ten przywdzieje laur zwycięzcy.

PRZYGOTOWANIE GRY

Przygotowanie do rozgrywki jest krótkie i bezproblemowe. Na stole należy położyć podzielone na grupy znaczniki pasażerów (my używamy do tego sprytnego pojemnika, w którym wcześniej przebywały  precelki/ciastka/orzeszki) – na potrzeby gry uznaje się, że znajdują się w hali odlotów. Obok tejże „hali” umieszczamy zakrytą talię kart podróżnych (dobrze ją trzeba wcześniej przetasować). Następnie odkrywamy cztery z nich tworząc „rynek”.

Zestawem startowym każdego z graczy jest plansza samolotu (używamy w zależności od liczby graczy jednej z dwóch dostępnych stron) oraz „gotówkę” w postaci sześciu voucherów na jedzenie. W przypadku, gdy bawimy się wariantem zaawansowanym dodatkowym elementem jest jedna karta wydarzenia, która z pewnością będzie wpływała na nasze poczynania w grze.
To tyle. Czas na rozmieszczanie niesfornych pasażerów.

Jedna uwaga. Widoczna na zdjęciu "hala odlotów" niestety nie jest elementem gry. Ten bardzo przydatny "podajnik" znaleźliśmy w jakimś zestawie przekąsek.




PRZEBIEG GRY


Przebieg zabawy jest banalny. Przebiega wg klasycznego schematu, czyli począwszy od pierwszego gracza, każdy z nas rozgrywa swoją rundę. W niej dobiera jedną z czterech kart pasażerów, przy czym obowiązuje zasada, że jedynie skrajna prawa jest darmowa. Każda kolejna wymaga uiszczenia stosownej opłaty w postaci vouchera na jedzenia. Zatem jeli decydujemy się np. na trzecią z kolei kartę. Musimy dać pierwszemu i drugiemu pasażerowi voucher. Rozwiązanie znane choćby z Century. Korzenny szlak.

Następnie pobieramy tylu pasażerów i w takich kolorach, jakie widnieją na dobranej karcie. Każda karta wskazuje pewien układ pasażerów, który musimy odwzorować na swojej planszy samolotu. Białe pola odgrywają jedynie rolę pomocniczą, nie ma znaczenia, czy na planszy są one puste, czy zajęte. Możemy kartę obracać dowolnie, jednakże nie możemy zastosować tzw. „lustrzanego odbicia”. Takowych rodzajów układów mamy kilka. Jedna każą nam umieszczać pasażerów koło siebie, inne w określonym porządku, inne z kolei przy oknie albo w przejściu.

Zatem kolejnym naszym zadaniem jest rozmieszczenie pasażerów odwzorowując układ na karcie. Nie wolno nam jednak rozdzielać podróżnych po różnych sektorach, chyba że pobrana karta nam to umożliwia, czyli posiada specjalny symbol. No właśnie symbole. Zatrzymajmy się przy nich na moment.

Takich akcji ułatwiających umieszczenie klientów jest jeszcze kilka, na przykład możemy wyprosić jednego pasażera z samolotu, aby ten zrobił miejsce nowemu. Możemy też ulokować jednego pasażera mniej niż by to wynikało z dobranej karty (biedaczek zostanie w hali odlotów). Możemy też za kartę otrzymać punkty zwycięstwa.

Może się zdarzyć (i zdarzy się na pewno), że do ułożenia układu potrzebne będzie pozbycie się już znajdującego się pasażera. Jeśli jednak czynimy to bez specjalnej karty, to niestety pasażer taki nie wraca do hali odlotów, ale do specjalnego miejsca koło naszej planszy samolotu. Każdy potraktowany w ten sposób pasażer zadowolony nie będzie i zakosi nam dwa punkty zwycięstwa.

Po co to w ogóle robimy? Jak już wcześniej wspomniałem – dla punktów zwycięstwa. Każda z poszczególnych grup ma swoje wymagania i w zależności od stopnia ich spełnienia otrzymamy raz więcej raz mniej punktów. I tak:

(a) dzieciaki lubią być być otoczone dorosłymi,
(b) zakochani pragną siedzieć koło siebie,
(c) biznesmeni, ekolodzy i turyści mają taki kaprys, że chcą siedzieć koło siebie; im większe zbiorowisko, tym lepiej.

ZAKOŃCZENIE

Gra zakończy się, w momencie gdy w hali odlotów wyczerpie się pula jednego rodzaju pasażerów. Należy wtedy zliczyć punkty: za otoczone dzieci, za zakochanych, największe grupy biznesmenów, turystów i ekologów, a także za zapełnione sektory samolotu. Otrzymujemy też punkty ujemne za puste miejsca oraz za wyproszonych pasażerów. Na koniec – kto zebrał najwięcej punktów – wygrywa. Powiem szczerze, że przydałby się jakiś notatnik do liczenia punktów. W pudełku go niestety nie znajdziemy, ale Nasza Księgarnia zamieściła na swojej stronie stosowny arkusik.

WRAŻENIA

Powiem szczerze, że Boarding okazała się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. To kawał znakomitej gry logicznej, w której temat nawet nie jest bardzo oderwany od  mechaniki. Mamy pokład samolotu, mamy pasażerów i mamy też swoisty bałagan (jak w niektórych tanich liniach) z usadzeniem towarzystwa.

Oczywiście rozmachem gra nie może się równać z Azulami, Sagradą czy Zamkiem Smoków. Jednakże jeśli chodzi o samą mechanikę, to spokojnie może spojrzeć w oczy tym utytułowanym zawodnikom planszówkowym.  

Jak większość znanych mi tego typu gier, Boarding cechuje się prostotą zasad. Ich wytłumaczenie i zrozumienie zajmuje dosłownie kilka minut. Już po pierwszych rundach wszyscy wiemy o co w tym wszystkim chodzi i jak grać, żeby wygrać.

Od początku musimy sobie ustalić jakiś plan w głowie i starać się go realizować. Musimy jednak pamiętać o mądrych słowach naszego przysłowia – im dalej w las tym więcej drzew. Z każdą kolejną partią rośnie poziom trudności gry. Na początku mamy totalny luz i nie mamy żadnych problemów z rozmieszczaniem pasażerów. Z czasem na pokładzie robi się coraz ciaśniej. Ludzi przybywa, a przez to coraz trudniej zrealizować układy pokazane na kartach.

Wbrew pozorom nasze decyzje nie są wcale takie oczywiste. Już samo dobranie karty wiąże się z poniesieniem ewentualnego kosztu. Zapłacić tymi żetonami żywności czy może sobie darować i przeczekać, a może później zapłacimy taniej, albo i weźmiemy za darmo?

Do tego dochodzi kwestia wypraszania pasażerów. Czy nam się to opłaci czy niekoniecznie, czy warto otrzymać ujemne punkty, ale w zamian za to zdobyć cennych pasażerów, dzięki którym nadrobimy stratę?

Naprawdę jest o czym myśleć i nad czym się zastanawiać i to od samego początku, aczkolwiek z czasem będzie coraz trudniej.

No dobra, a jak wygląda kwestia losowości? Mamy wszakże karty, które są niejako napędem całej gry. Fakt faktem, ich układ czasem sprzyja, a czasem niekoniecznie. Pewnym zmniejszeniem tejże losowości jest otwarty „rynek” z czterema odkrytymi kartami. Sęk w tym, że tylko jedna z tych kart jest darmowa, co troszeczkę komplikuje sytuację. Bywają sytuacje, że jedne karty są lepsze i w zasadzie pożądane przez wszystkich, bywają też takie, których nikt nie chce, podnosząc cenę tych lepszych.

Tak czy inaczej, dzięki tej losowości mamy zapewnioną sporą regrywalność. Jakby na to nie popatrzeć, każda gra jest po prostu inna. Inny układ kart wymusza na nas inne działania. A przecież możemy jeszcze skorzystać z kart trudnych i kart wydarzeń, które mogą odmienić nasze plany.

Gra jakby na to nie popatrzeć jest w zasadzie pozbawiona interakcji. Owszem walczymy o karty. Owszem, może się zdarzyć, że komuś pokrzyżujemy plany, podbierając mu upatrzoną kartę. W naszym przypadku zdarzyło się to nie raz i nie dwa. Jednakże zrobiliśmy to wyłącznie dlatego, że nam również takowa karta pasowała, a nie dlatego, żeby wsadzić komuś kij w szprychy.

Dlatego też problem słabej skalowalności tej gry nie dotyczy. Owszem w mniejszym składzie mamy mniejszą zmienność kart, a przez to łatwiej coś zaplanować. Z drugiej strony, jeśli gramy większą ekipą, to ta zmienność jest całkiem spora i szanse na otrzymanie lepszych kart rosną. Czy mocno wpływa to na rozgrywkę? Nie powiedziałbym. Tak czy inaczej skupiam się na tym co się dzieje na swojej planszy i na rozwikłaniu tej całej łamigłówki w najbardziej zadowalającym nas stopniu.

A jak wygląda regrywalność? W moim odczuciu, co najmniej bardzo dobrze. Zmienny układ kart, zmienne wydarzenia i obecność współgraczy sprawiają, że każda łamigłówka jest po prostu inna. Staramy się wycisnąć jak najwięcej z tego co mamy biorąc pod uwagę wszelkie za i przeciw płynące z posiadania voucherów na jedzenie a także konieczności wypraszania pasażerów (ach te ujemne punkty).

Czy gra ma wady? Owszem, jedną. Malutką, która może urosnąć do wielkiej. Trzeba mocno uważać, żeby przypadkiem nie ruszyć planszą. Nie jest to specjalnie trudne, bo kosteczki są malutkie, a plansza nie ma żadnych ograniczników pól. Jeden fałszywy ruch i w zasadzie gra może się skończyć, bo niestety, ale nie dysponuję pamięcią ejdetyczną i nie jestem w stanie odtworzyć układu sprzed „wypadku”. Więc takie turbulencje w zasadzie kończą całą zabawę. A tego nikt chyba nie lubi. Mówi się trudno i pewnie zagramy raz jeszcze, zwłaszcza, że pojedyncza partia nie powinna nam zająć więcej niż 20-30 minut (przynajmniej dla 2-3 osób).

Naprawdę nie spodziewałem się, że Boarding tak się nam spodoba. Gra, która nie jest efektowna, nie posiada oszałamiającej oprawy graficznej. Na takiej Fotosyntezy, Zamku Smoków czy Azula wygląda niczym Kopciuszek. Nadrabia to z nawiązką wspaniałą mechaniką. Mamy świadomość, że nie jest to gra dla każdego, zwłaszcza dla osób, które cenią sobie interakcję pomiędzy graczami i emocje jakie gra potrafi wywołać. Jeśli jednak lubicie dobre łamigłówki, przy których można dość intensywnie pomyśleć, to Boardling może okazać się strzałem w dziesiątkę. Serdecznie polecamy.

PLUSY:

+ proste zasady,
+ wysoka jakość komponentów,
+ bardzo dobra skalowalność,
+ krótki czas rozgrywki,

MINUSY:

- „turbulencje” potrafią popsuć całą rozgrywkę



Liczba graczy:  2-5 osób
Wiek: od 12 lat 
Czas gry: ok. 30 minut
Rodzaj gry:  gra logiczna, 
gra familijna
Zawartość pudełka:
* 96 kart,
* 4 plansze samolotów,
* 150 znaczników,
* 24 vouchery,
* żeton pierwszego gracza,
* instrukcja.
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Cena: 50-75 zł (VI 2020 r.)
Autor: Daryl Chow
Ilustracje: Roman Kucharski

Serdecznie dziękujemy Wydawnictwu Nasza Księgarnia- gry za przekazanie egzemplarza do recenzji.


Galeria zdjęć: 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz