Będę to powtarzał jak mantrę. Jesteśmy ogromnymi fanami abstrakcyjnych gier logicznych i jeśli tylko takowa pojawi się na radarze, to wcześniej czy później trafi do nas.
Gdy zobaczyliśmy pierwsze zdjęcia
Boardingu, pierwsze informacje prasowe od jej wydawcy, to tradycyjnie już,
serducho szybciej zabiło a na buźkach pojawiły się banany. Szykował się kolejny
dobry abstrakt. Oczywiście musieliśmy się przekonać, czy nas intuicja nie myli.
Boarding trafił pod nasz dach i nie
będę ukrywał, że był (i ciągle jest) częstym gościem na naszym stole. A co z tych
odwiedzin wynikło? Zapraszam do lektury recenzji.
W średniej wielkości pudełku znajdziemy
cztery dwustronne plansze przedstawiające wnętrze samolotu, tzn. rzędy siedzeń
przedzielone przejściami pomiędzy nimi. Pasażerowie reprezentowani są przez
drewniane znaczniki w pięciu kolorach. Przedstawiają one odpowiednie grupy:
zakochanych (czerwone znaczniki), dzieci (białe), biznesmenów (niebieskie),
turystów (żółte) oraz ekologów (zielone).
Silnikiem napędowym gry będą karty. Te
zostały podzielone na dwie kategorie: pasażerów (w tym część kart trudnych)
oraz wydarzeń (stosowanych w wariancie zaawansowanym). Swoistą walutą w grze
będą vouchery na jedzenie – z jednej strony pozwolą nam kupno kart a z drugiej
zapewnią nam punkty zwycięstwa na koniec gry.
Tradycyjnie już (jak przystało na Naszą
Księgarnię) jakościowo gra wypada znakomicie i z pewnością wytrzymają długo bez
większego uszczerbku. Załączona instrukcja jest stosunkowo długa, jednakże
napisana (tradycyjnie zresztą) bardzo przystępnie, w pełni wyjaśniając wszelkie
zawiłości gry.
CEL GRY
Tytuł gry i sama okładka wskazują na to,
co przyjdzie nam uczynić w tej grze. Uśmiechnięta stewardesa kontra tłum pasażerów
biegnący do samolotu, żeby zająć jak najlepsze miejsca. Hola hola mili państwo.
Nie tak szybko… W tym momencie wkraczamy my. Naszym zadaniem będzie odpowiednie
porozmieszczanie pasażerów na pokładzie samolotu. Odpowiednie, to znaczy takie,
które przyniesie nam jak najwięcej punktów zwycięstwa. Ten kto uzbiera ich
najwięcej, ten przywdzieje laur zwycięzcy.
PRZYGOTOWANIE GRY
Przygotowanie do rozgrywki jest
krótkie i bezproblemowe. Na stole należy położyć podzielone na grupy znaczniki
pasażerów (my używamy do tego sprytnego pojemnika, w którym wcześniej przebywały precelki/ciastka/orzeszki) – na potrzeby gry uznaje się, że znajdują się
w hali odlotów. Obok tejże „hali” umieszczamy zakrytą talię kart podróżnych
(dobrze ją trzeba wcześniej przetasować). Następnie odkrywamy cztery z nich
tworząc „rynek”.
Zestawem startowym każdego z graczy
jest plansza samolotu (używamy w zależności od liczby graczy jednej z dwóch
dostępnych stron) oraz „gotówkę” w postaci sześciu voucherów na jedzenie. W
przypadku, gdy bawimy się wariantem zaawansowanym dodatkowym elementem jest
jedna karta wydarzenia, która z pewnością będzie wpływała na nasze poczynania w
grze.
To tyle. Czas na rozmieszczanie
niesfornych pasażerów.
Jedna uwaga. Widoczna na zdjęciu "hala odlotów" niestety nie jest elementem gry. Ten bardzo przydatny "podajnik" znaleźliśmy w jakimś zestawie przekąsek.
PRZEBIEG GRY
Przebieg
zabawy jest banalny. Przebiega wg klasycznego schematu, czyli począwszy od
pierwszego gracza, każdy z nas rozgrywa swoją rundę. W niej dobiera jedną z
czterech kart pasażerów, przy czym obowiązuje zasada, że jedynie skrajna prawa
jest darmowa. Każda kolejna wymaga uiszczenia stosownej opłaty w postaci
vouchera na jedzenia. Zatem jeli decydujemy się np. na trzecią z kolei kartę.
Musimy dać pierwszemu i drugiemu pasażerowi voucher. Rozwiązanie znane choćby z
Century. Korzenny szlak.
Następnie
pobieramy tylu pasażerów i w takich kolorach, jakie widnieją na dobranej
karcie. Każda karta wskazuje pewien układ pasażerów, który musimy odwzorować na
swojej planszy samolotu. Białe pola odgrywają jedynie rolę pomocniczą, nie ma
znaczenia, czy na planszy są one puste, czy zajęte. Możemy kartę obracać
dowolnie, jednakże nie możemy zastosować tzw. „lustrzanego odbicia”. Takowych
rodzajów układów mamy kilka. Jedna każą nam umieszczać pasażerów koło siebie,
inne w określonym porządku, inne z kolei przy oknie albo w przejściu.
Zatem
kolejnym naszym zadaniem jest rozmieszczenie pasażerów odwzorowując układ na
karcie. Nie wolno nam jednak rozdzielać podróżnych po różnych sektorach, chyba
że pobrana karta nam to umożliwia, czyli posiada specjalny symbol. No właśnie
symbole. Zatrzymajmy się przy nich na moment.
Takich
akcji ułatwiających umieszczenie klientów jest jeszcze kilka, na przykład
możemy wyprosić jednego pasażera z samolotu, aby ten zrobił miejsce nowemu.
Możemy też ulokować jednego pasażera mniej niż by to wynikało z dobranej karty
(biedaczek zostanie w hali odlotów). Możemy też za kartę otrzymać punkty
zwycięstwa.
Może się
zdarzyć (i zdarzy się na pewno), że do ułożenia układu potrzebne będzie
pozbycie się już znajdującego się pasażera. Jeśli jednak czynimy to bez
specjalnej karty, to niestety pasażer taki nie wraca do hali odlotów, ale do
specjalnego miejsca koło naszej planszy samolotu. Każdy potraktowany w ten
sposób pasażer zadowolony nie będzie i zakosi nam dwa punkty zwycięstwa.
Po co to
w ogóle robimy? Jak już wcześniej wspomniałem – dla punktów zwycięstwa. Każda z
poszczególnych grup ma swoje wymagania i w zależności od stopnia ich spełnienia
otrzymamy raz więcej raz mniej punktów. I tak:
(a) dzieciaki
lubią być być otoczone dorosłymi,
(b) zakochani
pragną siedzieć koło siebie,
(c) biznesmeni,
ekolodzy i turyści mają taki kaprys, że chcą siedzieć koło siebie; im większe
zbiorowisko, tym lepiej.
ZAKOŃCZENIE
Gra zakończy się, w momencie gdy w hali odlotów wyczerpie się pula
jednego rodzaju pasażerów. Należy wtedy zliczyć punkty: za otoczone dzieci, za
zakochanych, największe grupy biznesmenów, turystów i ekologów, a także za
zapełnione sektory samolotu. Otrzymujemy też punkty ujemne za puste miejsca
oraz za wyproszonych pasażerów. Na koniec – kto zebrał najwięcej punktów –
wygrywa. Powiem szczerze, że przydałby się jakiś notatnik do liczenia punktów.
W pudełku go niestety nie znajdziemy, ale Nasza Księgarnia zamieściła na swojej
stronie stosowny arkusik.
WRAŻENIA
Powiem szczerze, że Boarding
okazała się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. To kawał znakomitej gry
logicznej, w której temat nawet nie jest bardzo oderwany od mechaniki. Mamy pokład samolotu, mamy
pasażerów i mamy też swoisty bałagan (jak w niektórych tanich liniach) z
usadzeniem towarzystwa.
Oczywiście rozmachem gra nie może
się równać z Azulami, Sagradą czy Zamkiem Smoków. Jednakże jeśli chodzi o samą
mechanikę, to spokojnie może spojrzeć w oczy tym utytułowanym zawodnikom
planszówkowym.
Jak większość znanych mi tego typu
gier, Boarding cechuje się prostotą zasad. Ich wytłumaczenie i zrozumienie
zajmuje dosłownie kilka minut. Już po pierwszych rundach wszyscy wiemy o co w
tym wszystkim chodzi i jak grać, żeby wygrać.
Od początku musimy sobie ustalić
jakiś plan w głowie i starać się go realizować. Musimy jednak pamiętać o
mądrych słowach naszego przysłowia – im dalej w las tym więcej drzew. Z każdą
kolejną partią rośnie poziom trudności gry. Na początku mamy totalny luz i nie
mamy żadnych problemów z rozmieszczaniem pasażerów. Z czasem na pokładzie robi
się coraz ciaśniej. Ludzi przybywa, a przez to coraz trudniej zrealizować
układy pokazane na kartach.
Wbrew pozorom nasze decyzje nie są
wcale takie oczywiste. Już samo dobranie karty wiąże się z poniesieniem
ewentualnego kosztu. Zapłacić tymi żetonami żywności czy może sobie darować i
przeczekać, a może później zapłacimy taniej, albo i weźmiemy za darmo?
Do tego dochodzi kwestia
wypraszania pasażerów. Czy nam się to opłaci czy niekoniecznie, czy warto
otrzymać ujemne punkty, ale w zamian za to zdobyć cennych pasażerów, dzięki
którym nadrobimy stratę?
Naprawdę jest o czym myśleć i nad
czym się zastanawiać i to od samego początku, aczkolwiek z czasem będzie coraz
trudniej.
No dobra, a jak wygląda kwestia
losowości? Mamy wszakże karty, które są niejako napędem całej gry. Fakt faktem,
ich układ czasem sprzyja, a czasem niekoniecznie. Pewnym zmniejszeniem tejże
losowości jest otwarty „rynek” z czterema odkrytymi kartami. Sęk w tym, że
tylko jedna z tych kart jest darmowa, co troszeczkę komplikuje sytuację. Bywają
sytuacje, że jedne karty są lepsze i w zasadzie pożądane przez wszystkich,
bywają też takie, których nikt nie chce, podnosząc cenę tych lepszych.
Tak czy inaczej, dzięki tej
losowości mamy zapewnioną sporą regrywalność. Jakby na to nie popatrzeć, każda
gra jest po prostu inna. Inny układ kart wymusza na nas inne działania. A
przecież możemy jeszcze skorzystać z kart trudnych i kart wydarzeń, które mogą
odmienić nasze plany.
Gra jakby na to nie popatrzeć jest w
zasadzie pozbawiona interakcji. Owszem walczymy o karty. Owszem, może się
zdarzyć, że komuś pokrzyżujemy plany, podbierając mu upatrzoną kartę. W naszym przypadku zdarzyło się to
nie raz i nie dwa. Jednakże zrobiliśmy to wyłącznie dlatego, że nam również
takowa karta pasowała, a nie dlatego, żeby wsadzić komuś kij w szprychy.
Dlatego też problem słabej
skalowalności tej gry nie dotyczy. Owszem w mniejszym składzie mamy mniejszą
zmienność kart, a przez to łatwiej coś zaplanować. Z drugiej strony, jeśli
gramy większą ekipą, to ta zmienność jest całkiem spora i szanse na otrzymanie
lepszych kart rosną. Czy mocno wpływa to na rozgrywkę? Nie powiedziałbym. Tak
czy inaczej skupiam się na tym co się dzieje na swojej planszy i na rozwikłaniu
tej całej łamigłówki w najbardziej zadowalającym nas stopniu.
A jak wygląda regrywalność? W moim
odczuciu, co najmniej bardzo dobrze. Zmienny układ kart, zmienne wydarzenia i obecność
współgraczy sprawiają, że każda łamigłówka jest po prostu inna. Staramy się
wycisnąć jak najwięcej z tego co mamy biorąc pod uwagę wszelkie za i przeciw
płynące z posiadania voucherów na jedzenie a także konieczności wypraszania
pasażerów (ach te ujemne punkty).
Czy gra ma wady? Owszem, jedną.
Malutką, która może urosnąć do wielkiej. Trzeba mocno uważać, żeby przypadkiem
nie ruszyć planszą. Nie jest to specjalnie trudne, bo kosteczki są malutkie, a
plansza nie ma żadnych ograniczników pól. Jeden fałszywy ruch i w zasadzie gra
może się skończyć, bo niestety, ale nie dysponuję pamięcią ejdetyczną i nie
jestem w stanie odtworzyć układu sprzed „wypadku”. Więc takie turbulencje w
zasadzie kończą całą zabawę. A tego nikt chyba nie lubi. Mówi się trudno i pewnie
zagramy raz jeszcze, zwłaszcza, że pojedyncza partia nie powinna nam zająć
więcej niż 20-30 minut (przynajmniej dla 2-3 osób).
Naprawdę nie spodziewałem się, że
Boarding tak się nam spodoba. Gra, która nie jest efektowna, nie posiada
oszałamiającej oprawy graficznej. Na takiej Fotosyntezy, Zamku Smoków czy Azula wygląda niczym
Kopciuszek. Nadrabia to z nawiązką wspaniałą mechaniką. Mamy świadomość, że nie
jest to gra dla każdego, zwłaszcza dla osób, które cenią sobie interakcję
pomiędzy graczami i emocje jakie gra potrafi wywołać. Jeśli jednak lubicie
dobre łamigłówki, przy których można dość intensywnie pomyśleć, to Boardling
może okazać się strzałem w dziesiątkę. Serdecznie polecamy.
PLUSY:
+ proste zasady,
+ wysoka jakość komponentów,
+ bardzo dobra skalowalność,
+ krótki czas rozgrywki,
MINUSY:
- „turbulencje” potrafią popsuć całą rozgrywkę
Liczba
graczy: 2-5 osób
Wiek: od
12 lat
Czas
gry: ok. 30 minut
Rodzaj
gry: gra logiczna,
gra familijna
gra familijna
Zawartość
pudełka:
* 96 kart,
* 4 plansze
samolotów,
* 150
znaczników,
* 24 vouchery,
* żeton
pierwszego gracza,
* instrukcja.
Wydawnictwo:
Nasza Księgarnia
Cena: 50-75 zł (VI 2020 r.)
Cena: 50-75 zł (VI 2020 r.)
Autor: Daryl Chow
Ilustracje: Roman
Kucharski
Serdecznie dziękujemy Wydawnictwu Nasza Księgarnia- gry za przekazanie egzemplarza do recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz