Mamy słabość do gier
kooperacyjnych. Od czasu do czasu nachodzi nas ochota na powalczenie nie między
sobą ale z samą grą. Jeszcze bardziej lubią to dzieciaki, bo zespołowe zwycięstwo
po prostu smakuje a ewentualna porażka jest łatwiejsza do przełknięcia. Bardzo
lubimy takie tytuły jak Merlin Zin Zin, Kto to był?, Kolorowe biedronki,
Straszny Dwór, Myszki w opałach, czy też nasze ulubione przygody lwa Leosia,który to wybiera się do fryzjera.
Z pewnością gry
kooperacyjne, zwłaszcza te przeznaczone dla dzieci nie są aż tak popularne, jak
te o charakterze konfrontacyjnym. Dlatego też mocno kibicuję wydawnictwu
Egmont, które to postanowiło stworzyć serię Rodzinka wygrywa. Seria ta obejmuje
właśnie gry kooperacyjne skierowane do rodzin z dzieciakami. Do tej pory
ukazały się: Kotek Psotek, Mali Detektywi i Wyprawa do babci. Dziś zajmiemy się
tą ostatnią. Zapraszam zatem do lektury recenzji.
CO ZAWIERA GRA
Całość mieści się, w średniej
wielkości pudełku. W środku, obok instrukcji, odnajdziemy planszę do gry
składającą się z dwustronnej podstawy (na której widnieje fragment ścieżki z
przeszkodami ) i również dwustronnej nakładki (tutaj mamy fragment ścieżki z
nagrodami lub karami). Do tego mamy drewniane klocuszki, które musimy przyozdobić
naklejkami z różnymi przedmiotami. Do tego pionek i kostka k-6.
O jakość gier
wydawanych przez Egmont tradycyjnie nie trzeba się martwić – z pewnością
komponenty długo wytrzymają. Muszą, to gra dla dzieci.
CEL GRY
Cel jest prosty. Pamiętacie
bajkę o Czerwonym Kapturku? Miała za zadanie dotrzeć z koszykiem jedzenia do
babci. My też stoimy przed podobnym wyzwaniem. Wspólnymi siłami musimy pokonać
ścieżkę pełną przeszkód, by w końcu móc odwiedzić babcię. Jeśli nam się to uda,
wygrywamy. Jeśli nie, to cóż, mamy okazję do kolejnej rozgrywki.
PRZYGOTOWANIE GRY
Przede wszystkim
należy utworzyć „planszę” do gry, czyli ścieżkę, którą musi przemierzyć nasz
bohater (czyli pionek) do domku babci. W tym celu musimy podjąć dwie decyzje.
Dolna plansza ma dwie strony. Różnią się rodzajami niebezpieczeństw, które
czyhają na nas podczas podróży. Górna strona planszy to wybór stopnia
trudności. Albo będzie łatwo albo trudno. Łatwiejsza droga oznacza się brakiem
możliwości utraty naszego ekwipunku. W wersji trudniejszej musimy się mieć na
baczności, bo możemy paść ofiarą złodzieja, co niestety może być dość bolesne.
Na starcie ustawiamy
nasz pionek. Mieszamy teraz klocuszki z ekwipunkiem i wspólnie wybieramy
dokładnie 6. I to tyle. Gra się może rozpocząć.
PRZEBIEG GRY
Pierwszy gracz rzuca
kostką i przemieszcza pionek o tyle pól, ile wypadło na kostce. W zależności od
tego gdzie się zatrzyma wykonuje odpowiednie czynności.
(I) Jeśli zatrzyma się
na pustym polu nic się nie dzieje i kolejny gracz rzuca kostką.
(II) Jeśli
jednak trafi na pole z koniczynką oznacza to, to może powiększyć wspólny
ekwipunek – dobiera jeden przedmiot z puli.
(III) Nieprzyjemną rzeczą jaka może
nam się przydarzyć jest zatrzymanie się na polu z złodziejem (sroką lub lisem)
– w tym przypadku nasz ekwipunek zostanie uszczuplony o jeden przedmiot.
(IV) W końcu możemy trafić na pole z
przeszkodą, np. niedźwiedziem, palącym słońcem czy też złamanym drzewem.
Żebyśmy mogli pójść dalej, musimy skorzystać z posiadanego ekwipunku. Naszym zadaniem
będzie wspólne wybranie najodpowiedniejszego i uzasadnienie, czemu akurat ten.
Wszystkie chwyty dozwolone i każde rozwiązanie może być dobre. Wystarczy
wypuścić wodze fantazji. Przedmiot umieszczamy na przeszkodzie i gramy dalej. Niestety
może się zdarzyć, że pod ręką nie będziemy mieli żadnego przedmiotu, albo z
tych, które posiadamy, nic nie uda się wymyślić. W takim przypadku cofamy się w
sposób specyficzny, tj. w dół do przeszkody leżącej pod ta, której nie udało
nam się pokonać. Jeśli jest ona odkryta (nie ma na jej miejscu przedmiotu), to
sięgamy do ekwipunku. Jeśli uda nam się pokonać przeszkodę, to zatrzymujemy się
na niej, a jeśli nie to spadamy dalej. Jeśli spadniemy na sam dół, to niestety
kończymy zabawę…
WRAŻENIA
Autor gry Jim Deacove od przeszło 40 lat
propaguje gry i zabawy oparte na współpracy. Jest autorem ponad 100 gier
kooperacyjnych. Uważa, że ludzie powinni kooperować, wspólnie rozwiązywać
problemy i cieszyć się swoim towarzystwem, a nie nieustająco rywalizować. Nie
sposób mu nie przyznać racji.
Powiem szczerze, że mieliśmy obawy co do
samej rozgrywki. No wiecie, liniowa ścieżka, pionek i kostka. Takich gier już
się nie powinno robić. Jednakże wystarczyło zagrać, żeby przekonać się, że
byłem w wielkim błędzie.
Gra toczy się na kilku warstwach.
Pierwsza, to moment, gdy musimy zdecydować, które przedmioty zabieramy na
wyprawę. W sumie etap i ważny i nieważny, ale o tym za chwilę.
Druga warstwa to
rzut kostką w celu wykonania ruchu. Nie powiem, że jestem zwolennikiem takich
rozwiązań, jednakże tutaj o dziwo sprawdza się w praniu. Dzieciaki idą na
wyprawę i tak naprawdę nie wiedzą co je czeka. Czy obędzie się bez przygód
(nuuuda), czy wręcz przeciwnie, ich podróż będzie obfitowała w różnorodne
wydarzenia.
No i trzecia warstwa, zdecydowanie najciekawsza, czyli moment, gdy
musimy skorzystać z danego przedmiotu w celu pokonania przeszkody. To moment,
który pokazuje jak bardzo potrafi być ograniczony umysł człowieka dorosłego w
porównaniu z dziecięcym. Dzieciaki mają tak niesamowite pomysły co do
zastosowania swojego ekwipunku, że głowa mała. Wystarczy pozwolić im puścić
wodze fantazji w celu skorzystania z najbardziej absurdalnych rozwiązań. Moim
zdaniem to stanowi całe sedno zabawy. Cała reszta to tylko swoista otoczka prowadząca
do tego, żeby zmusić dziecko do konstruktywnego myślenia. Wspomniałem, że etap
wyboru przedmiotów na naszą wyprawę niekoniecznie musi być ważny. Dzieciaki
potrafią zachować się niczym McGyver i zrobić coś z niczego, ograniczenia są
tylko w ich głowach. Prosty przykład. Jakim cudem można
przedostać się przez płot wykorzystując taśmę naprawczą? No cóż… Jedna z
grających dziewczynek miała długie rozpuszczone włosy. Inna stwierdziła, że
można by jej z tych włosów zrobić warkocz, związać taśmą, podsadzić dziewczynkę na płot i potraktować jej warkocz jak warkocz Roszpunki, po którym można by się
wspiąć… Takich dziwnych pomysłów podczas rozgrywki było mnóstwo i nie raz i nie
dwa wybuchaliśmy śmiechem.
Wyprawa do babci to jest naprawdę
wielkie zaskoczenie. To jedna z najciekawszych gier kooperacyjnych dla
dzieciaków, w jakie miałem okazję zagrać. Proste zasady, a jednak bez
konieczności myślenia i wspólnego opracowania obejścia problemu, jakim jest
przeszkoda, raczej ciężko będzie o zwycięstwo.
Oczywiście jak większość znanych mi gier
i ta jest podatna są na tzw. syndrom lidera, czyli dominacji jednej osoby nad
resztą. Oczywiście wszystko zależy od samych grających. W naszym przypadku
jakoś tak się składało, że ta kooperacja była całkiem całkiem. Potrafię sobie
jednak wyobrazić sytuację zgoła odmienną. Bywa.
Tak czy inaczej, grę zdecydowanie
polecamy.
PLUSY:
+ piękne
wykonanie wszystkich elementów gry,
+ wysoka
jakość komponentów,
+ proste
zasady,
+ dobrze
napisana instrukcja,
+ prawdziwa
kooperacja,
+ regrywalność
MINUSY:
- trochę
losowości
Liczba
graczy: 1-6 osób
Wiek: od
3 lat
Czas
gry: ok. 15-20 minut
Rodzaj
gry: gra dla dzieci. gra kooperacyjna, gra rodzinna
Zawartość
pudełka:
* dwustronna
plansza z przeszkodami,
* dwustronna
plansza ze ścieżką,
* 12 kafelków,
* 24 naklejki
na kafelki,
* pionek,
* kostka,
* instrukcja do gry.
Wydawnictwo:
Egmont
Cena: ok. 35-50 zł
Cena: ok. 35-50 zł
Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie gry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz