Jamey Stegmaier jest
uznanym autorem gier. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Takie tytuły jak
Scythe czy Viticulture są dobrze znane graczom na całym świecie. Pan Jamey jest
również właścicielem wydawnictwa Stonemeier Games. Każdy, kto miał do czynienia
z grami tego wydawnictwa wie, że jedną z immanentnych cech z logo SG na okładce
jest ich efektowność. Każda z tych gier jest dopieszczona i graficznie i edycyjnie.
Nie dziwię się, że
każda kolejna gra planszowa tegoż wydawnictwa z automatu wywołuje sporo zamieszania, co
odbija się pozytywnie na sprzedaży. Całe szczęście pięknej oprawie towarzyszy
również całkiem ciekawa mechanika, co widać w rankingu BGG.
Nie inaczej było z
bohaterką tej recenzji. Na Skrzydłach na dobrą sprawę zanim dobrze pojawiło się
na rynku, to jego nakład się wyczerpał. Polski wydawca, czyli Rebel chyba nie
spodziewał się aż takiego odzewu graczy. Całe szczęście po kilku miesiącach
mamy w sklepach drugi nakład.
Czy
to całe zamieszanie wokół tego tytułu było zasadne? Zapraszam do naszych
przemyśleń po rozegraniu całkiem sporej liczby partii.
Całość zamknięta jest w dużym i ciężkim pudle.
Sama okładka przyciąga wzrok. To co znajdziemy w środku to wrażenie tylko
podtrzyma. Mamy zatem piękne plansze dla każdego z graczy (w niektórych grach
tej wielkości jest plansza główna), mamy mnóstwo kart zamkniętych w specjalnym
plastikowym pudełeczku, którego wieko jest jednocześnie elementem gry – z niego
będziemy pobierać nowe karty. Mamy piękne różnokolorowe jajeczka zrobione z
bardzo przyjemnego w dotyku plastiku. Oprócz tego spotkamy trochę klasyki,
czyli drewniane znaczniki i kartonowe żetony. A do tego wszystkiego mamy do
dyspozycji karmnik dla ptaków, który de facto jest wieżą do rzucania kości.
Oczywiście gra bez tego ustrojstwa spokojnie byłaby grywalna, ale to przecież
dziecko SG, więc musi być na bogato. A propos kości – moim zdaniem trochę odstają
jakością od reszty komponentów. Znajduje się na nich wydruk różnych pokarmów.
Sęk w tym, że wydruk ten jest kiepskiej jakości. Aż prosiło się, żeby te
symbole wygrawerować i pokryć farbą.
Tak czy inaczej, jakość komponentów
(poza kośćmi) to klasa sama w sobie. Nawet instrukcja wydrukowana została na
takim papierze, z jakim nasze oczy i paluchy się jeszcze nie spotkały. Warto to
samemu zobaczyć i dotknąć. A propos instrukcji, napisana została znakomicie. Z
czytelnymi przykładami, okraszona sporą liczbą grafik. Ułatwia to przyswojenie
zasad. W pudle znajdziemy jeszcze dwie książeczki. W jednej dostaniemy skrót
zasad oraz kompendium wiedzy na temat tego co znajdziemy na kartach (zadań i
ptaków). W drugiej – zasady dla gry solo stworzone przez ludzi z Automy
(spotkaliśmy to np. w Projekcie Gaja).
CEL GRY
Naszym celem będzie
budowa woliery dla ptaków. W tym celu przyjdzie nam pozyskiwać nowe gatunki
naszych skrzydlatych przyjaciół oraz troszczyć się o to, by znosiły jajka. Mamy
wyznaczone cele ogólne i powiedzmy spersonalizowane (właściwe tylko dla jednego
gracza) i za to będziemy zdobywać piórka, czyli punkty zwycięstwa. Kto w tym
będzie najlepszy, ten okaże się zwycięzcą.
PRZYGOTOWANIE GRY
Przygotowanie gry jest
banalnie proste. Zestawem startowym każdego z graczy będzie jego osobista
plansza, zestaw ośmiu znaczników oraz po jednym rodzaju pokarmu (reprezentowane
jest to przez odpowiednie żetony). Każdy z graczy otrzymuje również pięć kart
ptaków – z nich może sobie zostawić na ręce dowolną ich ilość, pod warunkiem,
że za każdą kartę uiści opłatę w postaci jednego żetonu pożywienia za każdą
pozostawioną kartę (trochę podobne to do Terraformacji Marsa). Dodatkowo
otrzymujemy dwie karty zadań, z których to wybieramy jedną – druga jest
odrzucana.
Następnie musimy
przygotować resztę komponentów. Kostki wrzucamy do karmnika, obok którego
umieszczamy jajka oraz żetony pożywienia. Dobieramy trzy karty ptaków i
umieszczamy je na plastikowej podstawce. Ostatnią czynnością jest przygotowanie
planszy celów – decydujemy się na jedną ze stron (zielona nastawiona jest na
rywalizację, niebieska – na pasjans) oraz dokładamy losowo cztery żetony celów
i umieszczamy na odpowiednich polach tejże planszy.
PRZEBIEG GRY
Cała zabawa toczy się
przez dokładnie cztery rundy. W ich trakcie, po kolei zagrywać będziemy swoje
akcje. Jest ich cztery, czyli:
(1) Zagranie karty
ptaka z ręki
(2) Zdobycie
pożywienie i aktywacja zdolności ptaków leśnych
(3) Złożenie jaj i
aktywacja zdolności ptaków łąkowych
(4) Dobranie karty
ptaków i aktywacja zdolności ptaków mokradłowych.
Wszystkie te akcje
będziemy wykonywać na naszej planszy. Jakby się jej przyjrzeć, to zobaczymy na
niej trzy rzędy – przeznaczone są one dla ptaków, które preferują określone
siedliska, tj. lasy, łąki i mokradła. Niektóre z gatunków preferują wyłącznie
jeden rodzaj, ale część jest bardziej uniwersalna i chętnie osiądzie w dwóch
rodzajach siedlisk, a część nawet w trzech.
Kolumny z kolei
oznaczają koszt umieszczenia danego ptaka w danym siedlisku. Im więcej kart w
danym rzędzie, tym koszt umieszczenia kolejnego ptaka rośnie (od 0 do 2
jaj). Oczywiście musimy wybranemu
skrzydlatemu przyjacielowi zapewnić papu, żeby chciał się osiedlić. Na każdej karcie
znajduje się informacja, jaki żarełka ptaszek nasz lubi – będzie to zawsze
jakaś kombinacja pięciu rodzajów pokarmu.
Każdy kolejny ptak w
naszej wolierze przynosi dodatkowe punkty zwycięstwa. Ale nie tylko. Tak
naprawdę jest trybikiem w naszej maszynce do zdobywania zasobów, dzięki którym
stać nas na nowe ptaki. Im więcej ptaków mamy w danym rzędzie (siedlisku), tym dana
akcja będzie „mocniejsza”.
Przykładowo: jeśli w
dolnym rzędzie (mokradła) mamy tylko jedną kartę, to chcąc odpalić akcję
właściwą dla tego siedliska, otrzymamy tylko jedną kartę na rękę. Jeśli jednak
mamy trzy karty, to odpalenie akcje sprawi, że otrzymamy dwie karty, a
dodatkowo nabędziemy możliwość kupna dodatkowej karty (za jajko).
Runda kończy się w
momencie, gdy wszyscy gracze wykonają swoje akcje. Innymi słowy, gdy każdy z
graczy wykorzysta wszystkie swoje znaczniki. Wtedy jeden ze znaczników wędruje
na planszy celów i przyniesie nam (lub nie) punkty na koniec gry.
Zatem z każdą kolejną
rundą mamy do wykonania o jedną akcję mniej. Grę rozpoczęliśmy z ośmioma
znacznikami, a kończymy z pięcioma.
Tak w telegraficznym
skrócie przebiega cała rozgrywka. Pełniejszy jej opis znajdziecie w specjalnym
filmiku nagranym przez wydawnictwo Rebel.
ZAKOŃCZENIE GRY
Gra kończy się, gdy rozegramy ostatnią
czwartą rundę. W tym momencie bierzemy do ręki załączony do gry notesik i podliczamy
zdobyte punkty: za karty, za zadania bonusowe, zrealizowane cele, jaja na
kartach, karty położone pod innymi kartami.
WRAŻENIA
Trochę rozgrywek za nami i cóż można
powiedzieć o Na Skrzydłach? Gra z pewnością wywołuje trochę mieszanych uczuć.
Żeby w pełni cieszyć się nią musimy zaakceptować kilka rozwiązań mechanicznych,
które jednym się podobają a innym niekoniecznie. Po kolei zatem.
Nie da się ukryć, że gra jest
przepięknie wydana. O Stonemeier Games może powiedzieć wiele, ale na pewno nie
to, że wydaje brzydkie gry. Co to, to nie. Na Skrzydłach wydane jest z wielkim
pietyzmem. Sam papier użyty do wydrukowania instrukcji robi wrażenie, a kolejne
komponenty tylko potęgują uczucie obcowania z niemalże czymś ekskluzywnym.
Pięknie ilustrowane karty wraz z funkcjonalnym pojemnikiem, plansze graczy,
żetony i te jajeczka. Buźka się uśmiecha patrząc na to wszystko.
Kolejnym niewątpliwym plusem jest
prostota zasad. Zaledwie cztery akcje do wyboru. Do tego dochodzą zdolności
ptaków, których tak naprawdę za dużo nie ma – wszystkie zostały
dokładnie rozpisane, więc w żaden sposób nie poczujemy się niedoinformowani w
tym zakresie. Wszystko to sprawia, że nowi gracze nie mają większych problemów
z przyswojeniem sobie reguł, wg których toczy się życie w naszej wolierze.
Mechanicznie będziemy budować nasz
silniczek do zdobywania zasobów, przerabiania jednych w drugie a koniec końców
przekute zostanie to na zdobywanie punktów zwycięstwa. Mam świadomość tego, że
części graczy nie podoba się to rozwiązanie związane z coraz mniejszą liczbą
możliwych akcji w ramach postępu gry. Osobiście uważam to za dobre rozwiązanie.
Czemu? Ano skraca nam czas rozgrywki. W jej trakcie będziemy coraz
bardziej rozbudowywać ten nasz silniczek, a co się z tym wiąże każda nasza
akcja będzie trwała coraz dłużej. Gdybyśmy tak od początku do końca dysponowali
taką samą liczbą akcji, to obawiam się, że gra stałaby się zbyt długa w
stosunku do tego, co nam oferuje.
Gra poza tym ma inklinacje ku
temu, żeby występował w niej paraliż decyzyjny. Może i decyzji nie ma za dużo,
jednakże są one ważkie, zwłaszcza na początku, który w dużym stopniu ustawia
nam cała rozgrywkę. Musimy myśleć z wyprzedzeniem, chcąc zrobić coś
konkretnego. Musimy w głowie poukładać sobie to, co będziemy chcieli zrobić w
kolejnych rundach, żeby wykorzystać je jak najefektywniej. W sumie mamy 26
akcji na cała grę i szkoda, żeby jakąkolwiek może nie zmarnować, ale stracić na
nieefektywne zagranie. Wszystko to powoduje, że niektórzy gracze mogą sobie
pogłówkować, a my w tym czasie możemy się nieco ponudzić.
Największym problemem Na
Skrzydłach jest jednakże losowość w doborze kart. Jest ich naprawdę
sporo i pewnie wiele z nich podczas jednej partii nawet się na stole nie pojawi
(zwłaszcza w mniej licznym gronie). Niestety nie ma tutaj żadnego mechanizmu,
który by sprawiał, że mamy większy wpływ na to co się pojawi na rynku.
Fakt faktem, że pomimo mnogości kart, tak naprawdę liczba odmiennych akcji
jakie za ich pomocą można wykonać wcale aż taka duża nie jest. Jednakże ciągle
jest ich sporo i to co nam się dostanie na początku na rękę i to co później
trafi na tackę, bywa bardzo losowe i może wpłynąć na rozgrywkę. Oczywiście, nie
jest tak, że nic się nie da zrobić, ale naprawdę szkoda tracić swoje akcje
na takie ruchy, który nie przybliżą nas specjalnie do zwycięstwa.
Niezwykle ważne jest to co dostanie się
nam na samym początku. Od tego naprawdę dużo zależy. Chcemy zrobić wszystko,
żeby nasz silniczek do generowania zasobów poskładać do kupy jak najszybciej.
Nie zawsze się jednak da, bo karty które otrzymaliśmy nie dają nam tego, czego
chcemy, albo dają, ale są za drogie i zanim będziemy w stanie wystawić
daną kartę, to będziemy zmuszeni do poświęcenia energii w
zdobycie niezbędnego pożywienia, a przeciwnicy mogą w tym czasie nam
odskoczyć. Oczywiście nie oznacza to, że później „na trasie” ich nie
wyprzedzimy, ale nie zawsze jest to regułą i czasem tego ślamazarnego startu
nie da się w późniejszych fazach gry nadrobić.
Mamy karty z ich losowością, mamy też
kości, które również bywają kapryśne. Owszem są akcje, które pozwalają trochę
szczęściu pomóc, ale i tak nie gwarantują nam, że trafi do nas to, co byśmy
chcieli.
Swoją drogą szkoda, że nie wprowadzono
jakiś zasad, które trochę modyfikowałyby rozgrywkę, np. poprzez skorzystanie z
kolorów jajeczek – każde z nich w grze jest traktowane dokładnie tak samo –
jest po prostu jajkiem i tyle. W nadchodzącym dodatku do gry (Ptaki
europejskie) nic pod tym względem nie ulegnie poprawie.
Sporo słyszałem zanim jeszcze poznałem
Na Skrzydłach o jej walorach edukacyjnych. Chylę czoła przed autorką gry, dla
której temat gry od samego początku nie był doklejony, a wręcz przeciwnie, jej
zamiłowanie do ptaków sprawiło, że ta gra w ogóle powstała. Niestety my i nasi
współgracze jakoś może tego tak nie postrzegamy. Ot na planszy mamy ładnie
ilustracje północnoamerykańskich ptaków i poza tym, że cieszą oko, to w żaden
sposób nie podniosły one mojej niezwykle ubogiej wiedzy ornitologicznej. Nie
umiałbym rozpoznać żadnego z ptaków występujących na kartach. To nie jest
wyłącznie problemem Na Skrzydłach, to dotyczy wielu innych gier,
w których fajnie, że mamy super grafiki na kartach, a podczas samej rozgrywki
ważniejszym staje się treść karty a nie jej wygląd.
Gra
się zdecydowanie dobrze skaluje, co wynika jednakże z ograniczonej interakcji.
Ta występuje podczas wyścigu o karty ptaków oraz podczas zdobywania nagród za
jak najlepszą realizację zadań wyznaczonych przez żetony celów oraz przy
korzystaniu z „różowych” ptaków. Szczerze mówiąc to trochę mało. Walka o karty
rzadko bywała zażarta, a strategia na wypełnianie zadań nie jest zbyt
opłacalna. Dla jednych taka interakcja jest zaletą a dla innych wadą. Każdy
lubi coś innego.
Skalowalność. No cóż.
Mamy do czynienia z pasjansem i każda kolejna osoba wiele do gry nie wnosi. Na
pewno wraz ze wzrostem liczby graczy rośnie zmienność kart ptaków na rynku.
Trudniej coś zaplanować, bo zanim kolejka do nas wróci, to karta, na którą
ostrzyliśmy sobie pazurki trafi do kogoś innego. Poza tym wydłuża się czas na
samą rozgrywkę a to przy takiej mechanice gry, wcale jej nie służy. Najchętniej
grało mi się w maksymalnie 3 osoby.
Mamy też tryb solo
przygotowany przez ludzi z Automy. Traktowałem go jako naukę podstawowej gry. Raczej
nie będę do niego wracał, bo zwyczajnie nie przepadam za planszówkami solo.
Regrywalność. Jest spora.
Jednak tych kart ptaków jest trochę, a losowe się ich pojawienie w grze sprawia,
że każda rozgrywka jest w zasadzie inna i za każdym razem nieco inaczej
będziemy próbowali zbudować miły dom dla naszych skrzydlatych podopiecznych.
Fakt faktem, że gra za bardzo nie premiuje naszego doświadczenia płynącego z
liczby rozegranych partii. Na koncie mam ich już trochę, ale w żaden sposób nie
odczuwam tego, że kolejną partię mógłbym rozegrać inaczej, bo wystarczyłoby coś
tam zmodyfikować. To nie jest ten typ gier. Z jednej strony jest to wada, ale z
drugiej i zaleta, bo próg wejścia dla nowych graczy ustawiony jest dość nisko.
Czas gry. W dwie
osoby jesteśmy w stanie zakończyć rozgrywkę w jakieś 30-40 minut. Każdy kolejny
gracz oczywiście wydłuża całą zabawę. W pełnym składzie powinniśmy się zamknąć trochę
ponad godzinę.
Ta
gra ma mnóstwo cech, które sprawiają, że gra nie powinna mi się podobać. Jest
przede wszystkim bardzo losowa i mało w niej interakcji. A jednak ma w sobie to
coś, że chętnie do niej siadamy. Jakimś cudem te wszystkie mankamenty wzięliśmy
na klatę i potrafiliśmy się przy niej dobrze bawić. Nasi znajomi również. Poprzez
niski próg wejścia do stołu usiądzie mniej doświadczony gracz i niczym równy z
równym stanie w szranki z tym bardziej doświadczony. Warto spróbować, ale nie w
ciemno.
PLUSY:
+ proste zasady,
+ spora
regrywalność,
+ znakomite
wykonanie,
+ bardzo dobra
skalowalność,
MINUSY:
- duża losowość,
- nikła interakcja,
- możliwy paraliż
decyzyjny,
Liczba
graczy: 1-5 osób
Wiek: od
10 lat
Czas
gry: od 40-70 minut
Rodzaj
gry: gra strategiczna,
gra ekonomiczna,
gra familijna
gra ekonomiczna,
gra familijna
Zawartość
pudełka:
* 5 plansz
graczy
* wieża kości
* notes
punktacji
* 170 kart
ptaków
* 26 kart
bonusowych
* 75 jaj
* 5 kości
pożywienia
* 40 kostek
akcji
* 103 żetony pożywienia
* 8
dwustronnych żetonów celów
* znacznik
pierwszego gracza
* plastikowa
tacka na karty
* plansza
celów
* załącznik
* instrukcja
do gry.
Wydawnictwo:
Rebel
Cena: 130-200 zł (XI 2019 r.)
Cena: 130-200 zł (XI 2019 r.)
Autor: Elizabeth Hargrave
Ilustracje: Ana Maria Martinez Jaramillo,
Natalia Rojas, Beth Sobel
Natalia Rojas, Beth Sobel
Serdecznie dziękujemy Księgarni Tania Książka za przekazanie gry do recenzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz