niedziela, 19 marca 2023

Mordercze krewetki - recenzja zwariowanej gry imprezowej wydawnictwa Rebel

Gdy w roku 2015 debiutowały na Kicksarterze Eksplodujące kotki, podejrzewam, że mało kto spodziewał się, że okażą się one swoistym ewenementem na rynku gier planszowych. W założeniu głupia gra pełna losowości okazała się ogromnym hitem. Zebranych przeszło 8 mln dolarów robi kolosalne wrażenie. Nie było zatem żadnym zaskoczeniem, że oryginalny wydawca postanowił kuć żelazo, póki gorące i od tamtego czasu pojawiło się na rynku sporo tytułów z tego „uniwersum”.

Mamy zatem kilka dodatków do samych kotków, mamy wersję z eksplodującymi Minionkami (nie każdy lub ten specyficzny humor kotków), mamy odjechane jednorożce, mamy niedźwiedzie i bobasy. Otrzymaliśmy również dwie zwariowane imprezówki, czyli Latające burito i Grę w kotka i pyszczek. Prawdziwe wariactwo.

Całkiem niedawno do tej zwariowanej rodziny dołączyły krewetki, dokładnie Mordercze krewetki. Za jej wydanie odpowiada klasycznie już nasz rodzimy Rebel. Jak sobie śmiercionośne stawonogi poradziły? Zapraszam do lektury recenzji.




Recenzja jest efektem współpracy recenzenckiej/współpracy reklamowej z Wydawnictwem. Wydawnictwo nie miało wglądu w tekst przed jego publikacją, ani wpływu na naszą opinię.

CO ZAWIERA GRA

Całość zamknięta została w przydużym pudełku – spokojnie dałoby się wszystko zmieścić w znacznie mniejszym opakowaniu. W środku znajdziemy wyłącznie karty. Dokładnie 105 kart – po 15 kart w 7 kolorach. Jakościowo wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jeśli ktoś miał do czynienia z jakąkolwiek grą z rodziny, ten wie, o czym piszę. Świetny płótnowany karton, z którego wykonane zostały karty, w dodatku z białymi rantami, co sprawia, że nie ma konieczności ubierania kart w koszulki.

Instrukcja tradycyjnie już napisana z humorem znakomicie tłumaczy proste zasady gry.

CEL GRY

Cel gry jest banalnie prosty. Chcemy zostać graczem, który jako pierwszy będzie miał co najmniej 10 kart na swoim stosie punktowanych kart. Żadnej głębszej filozofii.

PRZYGOTOWANIE GRY

Tasujemy talię kart i każdy z nas otrzymuje po 4 karty i umieszczamy je awersami do góry. Ten zbiór kart przed każdym z graczy określany jest mianem akwarium. Jeśli mamy w akwarium więcej niż 1 kartę z postacią tego samego koloru, układamy je tak, żeby, żeby widzieć, ile ich jest. Resztę kart umieszczamy w zakrytym stosie na środku stołu. To będzie nasza talia. To w zasadzie tyle.

PRZEBIEG GRY

Wybieramy pierwszego gracza i kontynuujemy rozgrywkę zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara. W swojej turze mamy do wykonania jedną z dwóch akcji. Możemy spróbować zapunktować lub też dokonać próby kradzieży. Co ważne, musimy to zakomunikować zanim wykonamy akcję.

Próba zapunktowania. Rozpoczynamy od dobrania wierzchniej karty z talii kart i odkrywamy ją w naszym akwarium. Jeśli tylko kolor postaci odpowiada kolorowi którejś z postaci w naszym akwarium, wówczas przenosimy wszystkie karty tego koloru (łącznie z właśnie odkrytą) na stos punktowanych kart. Jeśli natomiast kolor postaci nie odpowiada kolorowi żadnej postaci, karta taka wędruje do naszego akwarium.

Próba kradzieży. Podobnie jak w przypadku punktowania dobieramy kartę, ale odrywamy ją w akwarium jednego z graczy. Jeśli trafiliśmy i kolor postaci odkrytej karty pasuje do którejś z kart w akwarium, wówczas wszystkie karty (łącznie z odkrytą) zabieramy do swego akwarium (nie na stos punktowanych kart!). Jeśli jednak trafiliśmy jak kulą w płot, wówczas odkryta karta pozostaje w akwarium tego gracza.

Nie działamy jednak totalnie w ciemno. Wiemy bowiem, że postać na awersie (czyli białej stronie karty) jest w jednym z trzech kolorów obecnych na rewersie (czyli czarnej stronie karty).

ZAKOŃCZENIE

Gra kończy się w momencie, gdy jedno z nas zgromadzi na stosie punktowanych kart co najmniej 10 kart. Gdyby jakimś cudem wyczerpał się stos dobierania, wówczas zwycięzcą jest ten z graczy, który uzbierał najwięcej kart.

WRAŻENIA

Bardzo byliśmy ciekawi jakie to wariactwo przygotowały Mordercze krewetki. Bo tego, że zaoferują nam jakąś zwariowaną zabawę, byliśmy pewni. Rzeczywistość okazała się naprawdę przyjemna – z całą pewnością gra jest jednym z najczęstszych gości na naszym stole. Pojawia się regularnie jako dodatek do dania głównego, jako swoisty przerywnik od czegoś cięższego, czy też jako szybki „czasoumilacz”, z którego możemy skorzystać, gdy mamy chwilkę wolnego czasu.

Podobnie jak i chociażby Eksplodujące kotki, gra cechuje się prostotą zasad. Te naprawdę są banalne, do wytłumaczenia w dosłownie kilka chwil. Dobierz kartę i odkryj ją albo u siebie, albo u jednego z przeciwników. Tyle. Oczywiście musimy pamiętać o zasadach, co się dzieje po takim odkryciu, ale to jest bardzo intuicyjne i nie stwarza absolutnie żadnych problemów.

Stwarza jednakże emocje. Ta gra to bowiem wulkan tychże emocji. Każde odkrycie karty wiąże się z pewną niepewnością. Mechanicznie mamy bowiem do czynienia z klasycznym kuszeniem losu (po angielsku zwanym push-your-luck), w którym nasze działania obarczone są sporą dawką niewiedzy. 

Czasem coś losujemy z woreczka, czasem korzystamy z kostki, czasem dociągamy karty. W Morderczych krewetkach mamy do czynienia z tym trzecim rozwiązaniem. Jednakże mamy tutaj bardzo ciekawe rozwiązanie, które w jakimś stopniu redukuje tę naszą niewiedzę, co do tego, co znajdziemy na odkrywanej karcie.

Na rewersie znajdziemy bowiem informację o tym, który z trzech pokazanych kolorów znajdziemy na awersie karty. To sprawia, że nie działamy w ciemno. Dostajemy informację, która jest naprawdę przydatna. Wiemy, czego możemy się spodziewać i czasem wręcz mamy pewność, że karta się przyda (jeśli ktoś ma u siebie wszystkie trzy kolory). Oczywiście czasem też działamy ryzykując, gdy nie wszystkie kolory są dostępne u któregoś z graczy. Wtedy ryzykujemy. Wtedy są największe emocje. Trafimy, czy nie trafimy? Zdobędziemy kartę punktową, ograbimy kogoś z kart? A może niekoniecznie. Strasznie nam się to podoba.

Musimy jednakże mieć świadomość, że losowość w grze jest i ma wpływ na rozgrywkę. Czasem większy, czasem mniejszy, ale ma. Musimy to po prostu wziąć na klatę i się tym nie przejmować.

Co ważne, nie możemy się zbytnio ociągać w zdobywaniu kart. Zdobycie tych 10 kart to czasem naprawdę kwestia kilku minut. Dosłownie. Gra niezależnie od liczby osób jest bardzo szybka. Nie ma opcji, żeby cała zabawa skończyła się na jednej partyjce.

Gra się znakomicie skaluje. Już w dwie osoby jest niezła zabawa, aczkolwiek gra zdecydowanie zyskuje przy większej liczbie osób. Jest po prostu więcej emocji. Rośnie konkurencja, a przez to rośnie interakcja między graczami.

Regrywalność? Mając przeszło 100 kart, naprawdę ciężko o dwie takie same partie. Za każdym razem cała zabawa będzie wyglądała nieco inaczej.

Podsumowując: Mordercze krewetki to jedna z najciekawszych szybkich gier imprezowych w jakie ostatnio dane było nam zagrać. Prostota zasad, świetnie zaimplementowana mechanika kuszenia losu, interakcja między graczami i ogrom emocji. A wszystko w pięknej (choć specyficznej) oprawie graficznej. Zdecydowanie polecamy

PLUSY:

+ banalne zasady,
+ wysoka jakość komponentów,
+ świetna mechanika,
+ krótki czas rozgrywki,
+ sporo interakcji,
+ ogromna regrywalność.

MINUSY:

- trochę losowości.




Liczba graczy: 2-6 osób
Wiek: od 7 lat
Czas gry: ok. 10 minut
Rodzaj gry: gra karciana,
 gra imprezowa
gra push your luck
Zawartość pudełka:
* 105 kart,
* instrukcja do gry.
Wydawnictwo: Rebel
Projektant: Ken Gruhl, Jeremy Posner
Ilustracje: Matthew Inman,
Cena: 80-120 zł (III 2023 r.)

Serdecznie dziękujemy Wydawnictwu Rebel za przekazanie gry do recenzji.



Grę Mordercze krewetki kupicie w sklepie Rebel.

Galeria zdjęć:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz