czwartek, 6 kwietnia 2017

PLANET DEFENDERS: złap robota - recenzja gry Wydawnictwa EmperorS4.

Waste Allocation Load Lifter – Earth Class, czyli w skrócie WALL-E. Pamiętacie może przygody tego sympatycznego robota, któremu za zadanie przypadło posprzątanie Ziemi? Genialne kino, które w pełni zasłużyło na Oscara. 

Nie wiem, co zainspirowało Wei-Min Ling, twórcę Planet Defenders, czyli bohaterki dzisiejszej recenzji, ale jestem przekonany, że gdzieś, kiedyś musiał się spotkać z wielkim dziełem Pixara. Nam od pierwszych chwil obcowania z tą grą udzielił się klimat tego filmu. Ileś tam partii za nami i cóż, wypadałoby się podzielić naszymi wrażeniami. Zapraszam zatem do lektury recenzji.





CO ZAWIERA GRA

Całość zamknięta jest w średniej wielkości pudełku. W środku czeka nas wiele dobrodziejstw. Mamy i kartoniki, z których składamy planszę, mamy karty, mamy kartonowe figurki, a do tego mnóstwo „żelków”, czyli różnej wielkości znaczników. Całość po prostu robi wrażenie.

Jakość w sumie jest naprawdę na wysokim poziomie, jednakże część kartonowych elementów zrobiona jest z dość miękkiego papieru i po prostu trzeba uważać, bo wszelkie odciski czy też ślady po paznokciach będą widoczne.

Kilka słów należy poświęcić instrukcji. Życzyłbym sobie, żeby tak były pisane wszystkie instrukcje. Napisana jest prostym i zrozumiałym językiem, w dodatku okraszona mnóstwem przykładów. Nie miałem żadnych problemów z okiełznaniem zasad.


CEL GRY

Przenieśmy się w przyszłość. W roku 2070 ludziom udało się skolonizować setki planet. Wykorzystano do tego całe mnóstwo robotów. Roboty te zrobiły swoje i stały się zbędne. Jednakże ich zniszczenie nie bardzo wchodziło w grę. Wyobraźcie sobie „morderstwo” takiego BB8 czy R2D2…. No właśnie. Postanowiono więc pozbyć się ich bardziej humanitarny sposób. Wysłano je wszystkie w kosmos, żeby po prostu dokonały żywota poprzez wyczerpanie się ich źródeł zasilania. Jak można się domyślać, plan się nie powiódł i niektórym robotom udało się jakimś cudem z powrotem podładować akumulatory i zaczęły się działać bez żadnej kontroli. W tym momencie wchodzimy my, czyli naukowcy, którzy sterując trzema robotami, zwanymi Obrońcami Planet (Planet Defenders), którzy mają za zadanie wprowadzić porządek w kosmosie.

Naszym zadaniem będzie zatem takie sterowanie trzema sympatycznymi robocikami, w celu zbierania tej całej robociej hołoty, która kręci się w przestrzeni kosmicznej. Ten, kto będzie w tym najlepszy, oczywiście wygra rozgrywkę.

PRZYGOTOWANIE GRY

Przygotowanie gry nie jest specjalnie skomplikowane. Po pierwsze musimy ułożyć naszą „planszę” czyli dziewięć kafelków planet, przy czym jedynie centralna nie zmienia swojego położenia, natomiast pozostałe 8 układamy tak jak się nam podoba. Przypomina to trochę choćby Istanbul czy też Pingwiny z Madagaskaru. Zresztą podobieństwo do tych dwóch gier będzie widoczne w samej rozgrywce.

Następnie musimy przygotować cztery stosiki z kartami robotów, które będziemy zdobywać podczas samej rozgrywki, a także karty technologii, które pomogą nam w zbieraniu robotów.

Oczywiście musimy przygotować kasę w postaci kosteczek energii, a dodatkowo trzy rodzaje zasobów reprezentowanych przez solidne duże kostki. Nasze roboty będą poruszały się za pomocą 3 kafli ruchu, które układamy jest obok planszy. Ostatnia rzeczą jest przekazanie każdemu z graczy zestawu startowego w postaci planszetki i pięciu kosteczek energii.

I to wszystko. Bezkrwawe łowy czas zacząć.

PRZEBIEG GRY

Począwszy od pierwszego gracza, wszyscy kolejno wykonują swoje akcje. W swojej rundzie mamy do wykonania dwa rodzaje akcji: obowiązkową i dodatkową.

W akcji obowiązkowej mamy za zadanie poruszyć jednego z Obrońców, a następnie wykonać akcję w danej lokacji. Nie przypomina Wam to przypadkiem ww. Istanbulu? Różnica tkwi w tym, że wszyscy poruszamy się tymi samymi trzema robotami.

Ruch odbywa się na podstawie płytek rozkazów. Mamy ich trzy, a każda z nich jest dwustronna. Informuje nas ona o tym, którego z trzech robotów będziemy mogli poruszyć, a także o ile pól (jedno lub dwa). Możemy wykonać dwa ruchy, przy czym pierwszy kosztuje jedną kostkę baterii (co zaznaczamy kładąc kostkę na kafelku rozkazu), a drugi – już dwie. Musimy tylko pamiętać, że w jednej lokacji może przebywać tylko jeden obrońca.



Przechodząc do nowej lokacji wykonujemy w niej akcję, czyli będziemy zdobywać zasoby, tudzież dokonywać wymiany jednych na inne. Wszystko po to, żeby móc wykonać akcję dodatkową, czyli albo schwytanie bezpańskiego robota albo kupno karty technologii, która potrafi ułatwić nam życie (np. obniżając koszt pojmania robota, czy też przynosząc dodatkowe kostki energii), a także dostarczy nam punktów na koniec gry.

To, którego robota możemy złapać, zależy od miejsca, w którym zakończyliśmy ruch obrońcą. Np. żeby pojmać robota leżącego na górnym stosie, musimy stanąć na jednej z trzech górnych lokacji. Oczywiście musimy opłacić koszt schwytania w postaci odpowiedniej ilości kostek.



Zatem mamy do czynienia tak trochę ze swoistym wyścigiem, w którym zbieramy po planszy zasoby i wymieniamy je na karty robotów i karty technologii. Ważne jest zbieranie różnorodnych kart robotów (te różnią się kolorami), bo za to będziemy mogli otrzymać dodatkowe punkty.

ZAKOŃCZENIE

Gra kończy się w momencie wyczerpania dwóch stosów kart robotów. Podliczamy wtedy zdobyte punkty z kart robotów (każda z nich posiada odpowiednią wartość), dodajemy do tego punkty za różnorodność oraz za zdobyte karty technologii. Ten, kto zdobył najwięcej punktów, zostaje zwycięzcą.

WRAŻENIA

Pisałem to już przy recenzji Hanamikoji, powtórzę to i teraz. Coraz baczniejszym okiem zaczynam się przyglądać produkcjom z Dalekiego Wschodu, bo czuć w nich powiew świeżości. Mechanicznie gra nie odkrywa Ameryki, ale całościowo sprawia wrażenie czegoś nowego. To ciągle stary i sprawdzony worker placement. Jednakże strasznie spodobała mi się jego implementacja. Tutaj pachnie nowinką.

Nie mamy swoich pionków na planszy. Każdy ma do dyspozycji dokładnie te same trzy roboty, jednakże nie zawsze może skorzystać z każdego z nich, bo o tym decydują karty rozkazów. W każdej kolejce będziemy mieli do dyspozycji różne roboty i różny ich zasięg. Wskazane jest zatem myślenie, żeby zoptymalizować poczynania w celu realizacji swoich zamierzeń. Całe szczęście gra jest naprawdę prosta i przyjemna i podejmowanie decyzji nie jest specjalnie mózgożerne.


Skalowalność. Prawdę mówiąc gra w każdym składzie będzie dobra. Nie oznacza jednak, że będzie taka sama. W dwójkę można coś jeszcze zaplanować, chociaż to planowanie jest trochę ułomne. Każda kolejna osoba sprawia, że zanim kolejka do nas wróci, to wszystko będzie wyglądało inaczej i tak jak wcześniej pisałem, gra staje się mocno taktyczna. Możemy sobie opracować jakąś tam strategię, ale tak naprawdę wszystko zaczyna się dziać w momencie, gdy przychodzi nasza kolejka. Dopiero wtedy możemy coś zrobić. Dopiero wtedy mamy okazję do przemyślenia naszego ruchu. O tym, jaki ruch możemy wykonać decyduje wypadkowa kart rozkazów i położenia robotów na planszy. Do tego dochodzą również karty technologii i karty robotów. Co kolejkę wszystko ulega zmianom, czasem większym czasem mniejszym. Ale tak naprawdę w oczekiwaniu na swoją rundę możemy co najwyżej pokibicować naszym przeciwnikom. W tym sensie gra jest trochę podobna do choćby Five Tribes. Podobnie jak i genialnej grze Bruno Cathali, tak i tutaj może pojawić się tzw. downtime, chociaż z pewnością nie jest on tak dotkliwy, bo sama gra jest dużo lżejsza gatunkowo niż Five Tribes.

W pewnym sensie gra przypomina wspomniane już Istanbul czy Pingwiny z Madagaskaru. We wszystkich tych grach szwendamy się po modułowej planszy i coś zbieramy, by później móc wymienić to na coś innego. Oczywiście w każdej z tych gier nasz ruch zdeterminowany jest przez inne czynniki, a przyjęte bardzo eleganckie rozwiązanie w Planet Defenders naprawdę może się podobać i znacznie podnosi to poziom samej rozgrywki

Oczywiście w grze mamy do czynienia z losowością, ale tak naprawdę w żaden sposób ona nie przeszkadza. Powiedziałbym, że pozytywnie wpływa ona na regrywalność. Mamy modułową planszę, mamy sporo kart, od których przecież zależą nasze ruchy.

Czas gry. Cała w zależności od liczby graczy trwa ok 30-60 minut. Pudełko nie kłamie.







Planet Defenders to z pewnością jedna z ciekawszych gier z 2016 roku, w jakie było dane nam zagrać. Jest prosta, jest szybka, dobrze się skaluje, pięknie wygląda. Tak naprawdę jedyną jej wadą jest chyba tylko kiepska dostępność w naszym pięknym kraju. I niestety nic jednak nie wskazuje, żeby się to zmieniło. A szkoda. Jeśli gdzieś, kiedyś zobaczycie tę grę, to warto dać jej szansę. My ze swej strony ją polecamy.


 PLUSY:

+ piękne wykonanie,
+ proste zasady,
+ ciekawa mechanika,
+ regrywalność,
+ dobra skalowalność,

MINUSY:

- ciężko z dostępnością





Liczba graczy:  2-4 osoby
Wiek: od 10 lat 
Czas gry: 30-60 minut
Rodzaj gry:  gra strategiczna, gra familijna
Zawartość pudełka:
* 9 kafelków planet,
* 3 karty ruchu,
* 4 planszetki graczy,
* 8 kafelków akcji,
*30 kostek energii (po 10 w trzech różnych kolorach),
*33 kostek baterii,
* 20 kart robotów,
* 23 karty technologii,
*3 kartonowe figurki robotów,
*kostka K-6
* instrukcja do gry.
Wydawnictwo: EmperorS4




Serdecznie dziękujemy wydawnictwu EmperorS4 za przekazanie egzemplarza gry do recenzji. 



Galeria zdjęć: 


Kliknij, aby zobaczyć duże zdjęcia
               

TuFotki.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz