wtorek, 19 lutego 2019

PANDEMIC: UPADEK RZYMU - Si vis pacem, para bellum* - recenzja gry wydawnictwa Rebel


Ciekawe, czy Matt Leacock projektując Pandemica, przewidział, że gra odniesie taki sukces. Kooperacyjna gra, w której grupa naukowców ugania się za zarazkami rozprzestrzeniającymi się na całym świecie w celu znalezienia remedium. Temat nośny i w sumie dość ciekawy. Temat, który się sprzedał i to sprzedał całkiem dobrze.

Seria Pandemic coraz bardziej zaczyna iść ścieżką, którą wyznaczył Carcassonne (prawdopodobnie najlepiej sprzedająca się planszówka w historii). Mamy zatem serię podstawową, do której co jakiś czas pojawiają się kolejne dodatki. Mamy też dokładnie jak i w Carcassonne osobne gry, które bazują na podstawowej mechanice, ale są samodzielnymi tytułami. Do tej pory ukazał się Iberia, Rising Tide i Czas Cthulhu.

Nie wspomnę już o wersji Legacy, która przebojem wdarła się na sam szczyt listy BGG i przez jakiś czas okupowała pierwsze miejsce. Mamy również wersję kościaną (nawet z dodatkiem).

Bohaterka niniejszej recenzji należy do tej drugiej grupy, czyli jest osobną gry, która wykorzystując podstawową mechanikę Pandemica przenosi nas do zupełnie innej rzeczywistości. Tym razem padło na Starożytny Rzym i kawałek jego historii, kiedy to wielkie mocarstwo musiało sobie radzić z wojowniczymi ludami, a jak sobie radziło, to już wiemy z historii…

No dobra, historia historią, a jak wypadła ta nowa implementacja Pandemica w praniu? Zapraszam do lektury.




CO ZAWIERA GRA

W średniej wielkości pudełku (wielkości oryginalnej Pandemii) znajdziemy całą masę wysokiej jakości komponentów (do tego przyzwyczaił nas oryginalny wydawca czyli Z-Man). Otrzymujemy zatem planszę główną, przedstawiającą Cesarstwo Rzymskie – fajnie, ze nazwy miast zapisane są łaciną – dodaje to troszkę klimatu.

Podstawą każdej Pandemii są karty. Nie inaczej jest w przypadku Upadku Rzymu. Pełnią one (w większości) podobną rolę jak w oryginalnej grze. Zatem spotkamy karty: postaci, miast, barbarzyńców, zdarzeń i buntów. Otrzymamy też karty pomocnicze, które faktycznie pomagają (zwłaszcza na początku przygody). Karty są bardzo dobrej jakości, z płótnowanej tektury, co znacznie podnosi ich żywotność. Ja (póki co) nie widzę konieczności ich koszulkowania.

Oczywiście otrzymamy pionki (takie zwyczajne, kształtem przypominające starego Chińczyka). Nowością w grze będą legioniści, czyli czerwone (fajnie zrobione) meeple naszych wojaków. Choroby Barbarzyńcy reprezentowani będą przez drewniane kosteczki w pięciu kolorach. Otrzymamy też kości – nie jest to może wielka nowinka, bo pojawiły się już w Czasie Chulhu, ale ich wykorzystanie trochę się różni. Warto też wspomnieć o ślicznie wykonanych znacznikach: plemion, tempa najazdów, upadku i fortów.

Załączona instrukcja jest klasą samą dla siebie. Napisana bardzo przejrzyście z mnóstwem przykładów. Znakomicie ułatwia przyswojenie zasad.

W odróżnieniu od Czasu Cthulhu, nie doczekaliśmy się plastikowej wypraski. W zamian za to czeka nas wnętrze przypominające oryginalną Pandemię, czyli kartonowy podział pudła na dwie „komory”.

CEL GRY

Historia świata nie raz i nie dwa pokazała, że wielkie mocarstwa powstawały i upadały. Nie inaczej było z Cesarstwem Rzymskim, które w szczycie miało powierzchnię przeszło 4,5 mln km2, a liczba ludności sięgała 56 mln ludzi, co na ówczesne czasy było wielkością kosmiczną.

Oczywiście tak wielkiego obszaru nie dało się trzymać w ryzach, więc terytorium Cesarstwa nękane było przez różne barbarzyńskie plemiona, które koniec końców doprowadziły (w wielkim skrócie) do jego upadku. Naszym zadaniem jest wcielenie się w dowódców rzymskich oddziałów i podejmowanie w pełni skoordynowanych działań, w celu zapobieżenia bezpardonowym najazdom. Będziemy zatem walczyć i ustanawiać przymierza. Wszystko ku chwale wielkiego Rzymu.

PRZYGOTOWANIE GRY

Przygotowanie gry polega na wybraniu postaci, które wezmą udział w grze oraz na rozmieszczeniu poszczególnych elementów (kart, znaczników Rzymian i barbarzyńców) na planszy. Jest to szczegółowo rozpisane w instrukcji i prawdę mówiąc po pierwszej rozgrywce, nie trzeba będzie sięgać do instrukcji.

A jeśli ktoś grał w oryginalną Pandemię, to będzie w domu, bo wiele elementów się powtarza – po prostu nazywają się troszkę inaczej, a te nowe nie będą stanowiły większego wyzwania.

PRZEBIEG GRY

Mechanicznie gra całymi garściami korzysta z oryginalnej Pandemii. Tura każdego gracza składa się z trzech etapów, czyli (I) przeprowadzenia akcji, (II) dobrania nowych kart oraz (III) najazdów. Po tym, kolejka przechodzi na następnego gracza, który ma dokładnie te same czynności do wykonania. Przejdźmy zatem do szczegółów.

AKCJE

W swojej turze każdy z graczy ma do wykonania kombinację 4 akcji, przy czym nie ma ograniczeń co do kolejności i ewentualnych powtórzeń - możemy zatem jedną akcję wykonać 4 razy. Podstawową akcją jest marsz. Nasz podopieczny może przejść pieszo z jednego miejsca do drugiego. Może też skorzystać z drogi morskiej (wtedy musi jednak odrzucić jedną z kart miast). Co ważne podczas przemieszczenia się z jednego miasta do drugiego możemy zabrać ze sobą maksymalnie 3 legionistów.

Jeśli stwierdzimy, że w danym mieście warto jest się umocnić, to możemy wybudować w nim fort. W grze będziemy korzystać na każdym kroku z pomocy legionistów, zatem jedną z akcji jest rekrutacja armii.

No i bitwy – tego nie unikniemy. Żeby móc tę akcję wykonać, musimy mieć wsparcie naszych wojaków. Za każdego z nich przerzucamy kością i rozpatrujemy wyniki – możemy zatem bezproblemowo usunąć barbarzyńcę (usuwamy znacznik) lub też dostać baty (usuwamy naszego żołnierza). Możemy odnieść zwycięstwo okupione stratami (usuwamy barbarzyńcę ale i naszego legionistę). Możemy również otrzymać skorzystania z naszej akcji specjalnej (o tym za chwilę).

Podczas gry będziemy zbierać karty i wymieniać się z innymi graczami. W tej Pandemii akcja ta nazwana została spiskiem. Należy tylko pamiętać (pewnie jeden z najczęstszych błędów każdej wersji Pandemii), że możemy wymieniać się jedynie kartami miasta, w którym się znajdujemy.

Jeśli jednemu z graczy uda się zgromadzić odpowiednią liczbę kart (3, 4 lub 5), może udać się na spotkanie z wybranym plemieniem (do miasta, w którym znajduje się chociażby jeden znacznik barbarzyńcy) i odrzucić karty w celu zawarcia przymierza. Z powyższą akcją wiąże się wymierna korzyść – możemy wcielać do armii barbarzyńców z plemion, z którymi zawarliśmy przymierze.

No dobra, przyjrzyjmy się zatem samym bohaterom. Każdy z nich oprócz pionka, reprezentowany jest przez  jednostronną kartę.  Każdy bohater dysponuje przynajmniej jedną akcją specjalną, którą może wykonać normalnie podczas swojej tury. Posiada również akację, która może zostać aktywowana podczas walki, jeśli na kości pojawi się odpowiedni symbol.

DOBRANIE NOWYCH KART

Po wykonaniu swoich akcji dociągamy dwie nowe karty ze stosu kart gry, przy czym pamiętamy, że (tradycyjnie już) limit kart na ręce wynosi 7. Oprócz kart miast trafi się nam co jakiś czas karta zdarzeń (pozytywny efekt), czasem jednak przypałęta się kart buntów (odpowiednik karty epidemii z Pandemica). Jej efekt nie należy do najprzyjemniejszych – musimy wykonać odpowiednią sekwencję czynności, które nam trochę namieszają na planszy.

NAJAZDY

W ostatniej fazie naszej rundy dociągamy tyle kart barbarzyńców, ile wynosi aktualne tempo najazdów  i ustawiamy znaczniki barbarzyńców na wskazanych polach. Podczas tej fazy to my będziemy się bronili przed najazdami i od skuteczności tej obrony zależeć będzie sytuacja na mapie. W grze występuje rozprzestrzenienie się fali najeźdźców i może zajść reakcja łańcuchowa (na zasadach zbliżonych do oryginalnej Pandemii).

Rozgrywka nie jest zatem specjalnie skomplikowana i bardzo łatwo się w tym wszystkim odnaleźć, zwłaszcza, jeśli ktoś obcował już z normalną Pandemią.

ZAKOŃCZENIE GRY

Zwycięstwo jest nasze, gdy wszystkie plemiona przestaną stanowić zagrożenie dla Cesarstwa, przy czym każde nich rozpatruje się oddzielnie. Oznacza to ni mniej nie więcej sytuację, w której z danym plemieniem mamy zawarte przymierze lub też w żadnym mieście na planszy nie ma już jego znaczników.

A porażka? Następuje jeśli podczas konieczności dołożenia znaczników barbarzyńców gracz zabraknie znaczników lub też gdy wyczerpie się sto kart dobierania. Przyczyną przegranej może być również dotarcie znacznika upadku na końcowe pole. Ostatnim warunkiem jest ograbienie Rzymu (jeśli znajdzie się w nim trzy znaczniki barbarzyńców).

WRAŻENIA

Mając na uwadze jak dobrze została zaimplementowana mechanika Pandemii w Czasu Cthulhu (jedynej samodzielnej grze z uniwersum, w jaką udało mi się zagrać), mogłem się spodziewać, że Upadek Rzymu będzie na wysokim poziomie. Rzeczywistość pokazała, że się w ogóle nie myliłem. Gra okazał się równie dobrym tytułem, a może nawet lepszym. Panowie w osobie Matt Leacocka i Paolo Moriego (to ten człowiek odpowiedzialny m.in. za Ethnos) wykonali kawał dobrej roboty.

Udało im się naprawdę całkiem sporo wykrzesać  z tej znanej i lubianej mechaniki. Wszelkie zmiany jakie wprowadzono dodają klimatu, w jakimś stopniu odzwierciedlają tamte czasy, gdy Rzym zmagał się z najazdami wrogo nastawionych plemion. Na mapie nie znajdziemy siatki połączeń jakie widniały na oryginalnej mapie w Pandemii – zamiast tego czekają na nas szlaki przemarszu Hunów, Wandalów, Anglosasów i Franków oraz Wizygotów i Ostrogotów, oraz. Jasna sprawa, że nie mamy do czynienia z grą historyczną, więc z automatu otrzymaliśmy sporo uproszczeń, które wcale nie wpływają na samą rozgrywkę.

Fajnie rozwiązano też początkowe rozstawienie barbarzyńców na mapie. W przypadku Pandemii choroby mogły wykluć się w każdym z miast. Tutaj plemiona zaczynają swój najazd w pobliżu swoich lokacji, na pograniczu Cesarstwa, zatem na pewno nie spotka nas niespodzianka w postaci rozpoczęcia inwazji w okolicy np. Rzymu.

No właśnie barbarzyńcy, czyli odpowiedniki czterech chorób – w Upadku Rzymu dołożono nam piątą „chorobę”. Zmieniono jednakże sposób jej usunięcia z mapy. Nie wystarczy już wysłać naszego specjalistę do miasta, skorzystać z akcji lecz i voilà, znacznik choroby spada z mapy. Nie tutaj musimy zrobić coś więcej. Przede wszystkim musimy mieć ze sobą wojaków, którzy staną w szranki z wrogimi plemionami. A walka odbywa się za pomocą kości. Można dyskutować na temat sensowności tego rozwiązania, ale o dziwo sprawdza się w praniu. Większość ścianek na kościach raczej na sprzyja. Tylko jedna z nich zabiera nam legionistę nie dając nic w zamian. Cała reszta pozwala na usuwanie barbarzyńców, większym lub mniejszym naszym kosztem.

Oczywiście, podobnie jak i w klasycznej Pandemii, cała gospodarka kartami odgrywa dużą rolę. Żeby móc zawiązać sojusz musimy wspólnie uzbierać odpowiednią liczbę kart. Tutaj nic się nie zmieniło.

Nieco inaczej wygląda też etap rozprzestrzeniania się barbarzyńców na mapie. Miasta potrafią się bronić. Oczywiście wymaga to obecności fortu i/lub naszego pionka oraz legionistów, ale dzięki temu możemy zapobiec np. reakcji łańcuchowej, w której to kolejne miasta mogą padać jak muchy.

Bardzo podoba mi się również rozwiązanie polegające na możliwości wcielania do naszej armii plemion, którymi mamy zawarte przymierze. To zwiększa nasze możliwości rekrutacyjne, które z biegiem gry ulegają zmniejszeniu. 

Ciekawie rozwiązano zakończenie gry. Możemy to zrobić tradycyjnie, czyli zawierając przymierze ze wszystkimi plemionami. Możemy jednakże zastosować takie hybrydowe rozwiązanie, czyli sojusz z jednymi barbarzyńcami z jednej strony, a z drugiej pozbycie się wszystkich znaczników pozostałych plemion.

Dobrze, że możemy sobie regulować poziom trudności. W najłatwiejszym wariancie musimy skorzystać z pięciu kart buntów, w wariancie skrajnym – aż siedmiu. Gra potrafi pokazać swoje pazurki już w tych teoretycznie łatwiejszych i porażka wcale nie będzie wielką niespodzianką. Myślę, że poziom trudności jest zbliżony do oryginalnej Pandemii.

Skalowalność. Jak każda Pandemia, gra skaluje się bardzo dobrze, czy to w dwie osoby, czy w cztery – gra się znacząco nie różni. Nie ma nawet problemu, żeby rozegrać partyjkę solo (jest do przeznaczony specjalny wariant). Jedyny problem, właściwy większości gier kooperacyjnych, to tzw. syndrom lidera, czyli gracza, który zdominuje całą rozgrywkę i będzie mówił innym, co mają robić. Pandemia była, jest i będzie bardzo podatna na tę swoistą dolegliwość i trzeba o tym pamiętać.

Czas gry. Pudełkowe 45-60 minut w sumie zgadza się z czasem rozgrywki w naszym gronie. Gra się więc szybko i ten czas nie wiadomo kiedy upływa.

To co z pewnością może czasem dać się we znaki to losowość. Pojawia się w dwóch momentach. Pierwszy to dociąg kart, za pomocą których będziemy się poruszać i zawierać przymierza. Bywały sytuacje, że na rękę wchodziły wszystkie karty, tylko nie te, które akurat byłyby potrzebne. Albo dostawał je ktoś, kto był od nas dość daleko. Takie to już ich urok. Drugi moment, to walka i konieczność rzutu kostką. Raz było ok, a raz niezbyt. Muszę jednak podkreślić, że losowość ta nie jest mocno dokuczliwa i trzeba to po prostu wziąć na klatę.

Regrywalność. Jest ogromna. Każda gra tak naprawdę jest inna. Inne rozmieszczenie barbarzyńców, inne miejsca startowe graczy, inne karty, etc. Do tego za każdym razem będziemy też dysponować innym zestawem kart. A przecież możemy też wybrać do kolejnej rozgrywki inną postać, co również może zmienić sposób naszego grania.

Warto też wspomnieć o oprawie graficznej. Oryginalna Pandemia moim zdaniem urodą nie grzeszy. W Upadku Rzymu znacznie to poprawiono i gra może się podobać. Już okładka robi wrażenie, a w środku jest równie dobrze. Plansza główna jest śliczna, a najbardziej podobają mi się grafiki na kartach zdarzeń. Odpowiedzialnych za to wszystko było sporo osób i widać ta współpraca przyniosła znakomite efekty.

Powiem szczerze, że Upadek Rzymu to kawał dobrej gry kooperacyjnej. Nawet bardzo dobrej. Jak widać mechanikę oryginalnej Pandemii można wykorzystać na wiele różnych sposobów i za każdym razem (przynajmniej do tej pory) była to implementacja dobrze zrobiona. Mam wielką nadzieję, że doczekamy się polskiej wersji Iberii i Rising Tide, bo z tego co wiem, to zbierają bardzo dobre opinie, a chciałbym się o tym przekonać samemu. Czy jest ona lepsza czy gorsza od oryginalnej Pandemii, czy też Czasu Cthulhu? Nie umiem na to jednoznacznie odpowiedzieć. Jest po prostu inna. Równie ciekawa, równie angażująca i sprawiająca, że będziemy po nią chętnie sięgali i nie odmówimy partyjki. My ze swej strony z czystym sercem tę grę polecamy.

PLUSY:

+ proste zasady,
+ piękne wykonanie (grafika, jakość komponentów),
+ dobra skalowalność,
+ regrywalność,
+ dobrze napisana instrukcja,
+ krótki czas rozgrywki,
+ jest klimat.

MINUSY:

- trochę losowości

* łac. przysłowie "Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny"




Liczba graczy:  2-4 osoby
Wiek: od 10 lat 
Czas gry:  45-60 minut
Rodzaj gry:  gra strategiczna,
 gra kooperacyjna
Zawartość pudełka:
* plansza
* 7 pionków
* 7 kart postaci
* 70 kart gry
* 5 znaczników przymierzy
*6 znaczników fortów
* znacznik tempa najazdów
* znacznik upadku
* instrukcja
 Wydawnictwo: Rebel
Cena: ok. 100-150 zł (II 2019 r.)
Autor: Matt Leacock Paolo Mori


Serdecznie dziękujemy Wydawnictwu Rebel za przekazanie gry do recenzji.
Grę Pandemic: Upadek Rzymu można kupić w sklepie Rebel.

Galeria zdjęć:

                              


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz