Strony

niedziela, 13 grudnia 2020

Robin z Locksley: było ich dwóch - recenzja gry Wydawnictwa Moria Games

Nie da się ukryć, że Uwe Rosenberg należy do czołówki najznamienitszych autorów gier planszowych. Ma na koncie wiele tytułów, które co ważne znajdują swoich odbiorców zarówno wśród wyjadaczy (jak np. Agricola, Pola Arle, Kawerna, Uczta dla Odyna, Le Havre, Ora et Labora) jak i tych, którzy na co dzień za wiele z tego typu rozrywką wspólnego wiele nie mają (Patchwork, Fasolki, Ogródek, czy też Reykholt). Każda z tych gier osiągnęła naprawdę wiele i plasuje się dość wysoko na prestiżowej liście BGG.

Jak najbardziej zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie gry słynnego Niemca zostały tak dobrze ocenione przez graczy. Nie czas i nie miejsce jednakże na rozważanie tego, co mu niekoniecznie wyszło. Skupmy się może na pozytywach pracy pana Rosenberga.

Bohaterką recenzji jest dwuosobowa gra wydana pierwotnie w roku ubiegłym przez mało znane wydawnictwo Wyrmgold. Przyznam się bez bicia, że poważnie zastanawialiśmy się na kupnem tej gry (po obejrzeniu kilku dobrych recenzji), lubimy wszakże dwuosobowe gry, a pan Uwe kilka tego typu dobrych tytułów ma na koncie. Gra jest jednakże zależna językowo i pomimo tego, że mi osobiście język Szekspira nie przeszkadza w rozgrywce, to jednak wolę gry w naszym rodzimym języku. Więc sobie odpuściliśmy. Do czasu. Polskie wydawnictwo Moria Games postanowiło jednakże wydać Robina z Locksley w naszym kraju i to sprawiło, że temat wrócił. Mamy całkiem sporo rozgrywek za nami i chcielibyśmy się podzielić naszymi wrażeniami z rozgrywki. Zapraszamy do lektury recenzji.



CO ZAWIERA GRA

Całość jest zamknięta w niewielkim pudełku. W środku czeka na nas sporo kartonu w postaci kafelków sławy, z których będziemy układać obrzeże naszej planszy – jedne z nich są prostokątne a inne „narożne” (mają kształt połączonych ze sobą prostokątów). Do tego cała masa płytek łupów, z których będziemy układać wnętrze planszy – na nich z jednej strony mamy różnego rodzaju precjoza, a na drugiej symbol jakiegoś złocisza, dukata czy też jakiejś innej waluty.

Do tego otrzymujemy po dwa komplety drewnianych pionków – konia (Robina) i jego pomagiera (minstrela). Wykonanie komponentów to klasa sama w sobie. Bardzo dobrej jakości karton, z którego jest zrobione są wszystkie papierowe elementy. Drewniane elementy bez żadnych braków i uszkodzeń. 

Instrukcja natomiast mogłaby być po prostu lepiej napisana. Sam jej układ nie jest najlepszy i nie ułatwia rozumienia zasad. Na początku miałem trochę problemów i sam nie byłem do końca pewien, czy gramy prawidłowo.

CEL GRY

Przenosimy się do Anglii za czasów króla Ryszarda Lwie Serce. Sprawiedliwy król został pojmany podczas wypraw krzyżowych. Wykupić go z niewoli mogą jedynie jego poddani. W tym momencie pojawiamy się my i rozgrywamy nieco alternatywną historię Robin Hooda, który to miał rodzeństwo – siostrę. Razem wcielamy się w złodziejaszków, ograbiając bogatych. Sęk w tym, że nie robimy tego dla biednych. Zbieramy na okup za króla. W dodatku swoistego wyścigu, o to kto okryje się sławą i będzie unieśmiertelniony w pieśniach minstreli.

Tyle wstępu. Wiem, że brzmi to to trochę dziwnie, ale szczerze mówiąc, nie ma się czym przejmować. To tylko otoczka, która została doklejona do gry. Słabo, bo słabo. Trudno. W każdym razie celem gry jest zwycięstwo w tym wyścigu. A jak on będzie wyglądał? O tym w dalszej części.

PRZYGOTOWANIE GRY

Przygotowanie gry jest dość proste. Mamy dwa elementy, które tworzą nam „planszę”.

Ramkę tworzymy z kafelków sławy (i tych prostych i tych narożnych) – dobieramy je losowo lub w pełni świadomie (kwestia umówienia się ze sobą). Niezmiennym elementem rozgrywki muszą być kafelki oznaczające początek/koniec.

Wnętrze planszy stanowić będą losowo dobrane dwustronne kafle łupów. Oczywiście umieszczamy je stroną z łupem do góry, tworząc kwadrat 5x5.

Zestawem startowym każdego gracza będzie Robin (konik) i jego pomocnik – minstrel (klasyczny meepel).

Koniki umieszczamy w przeciwległych narożnikach, zdejmując jednocześnie z planszy płytki pod nimi znajdujące się – obracamy je na stronę z monetą. Stanowić będą naszą gotówkę początkową.

Minstrela umieszczamy w narożniku początkowym „ramki” planszy. To w zasadzie tyle. Możemy przystąpić do wyścigu. 

PRZEBIEG GRY

Cała zabawa odbywa się na dwóch obszarach. Wewnątrz planszy poruszać się będzie dwóch Robinów, a na zewnętrznej – minstrele. Ruchy Robinami rozgrywamy na zmianę

Kilka słów o tym co się dzieje wewnątrz. Nie darmo Robin ma kształt konika szachowego. Otóż będzie się poruszał tak jak ta figura szachowa (na kształt literki L) w ramach „szachownicy” o wymiarach 5x5. Oczywiście bicie jest niedozwolone, więc na jednym polu może przebywać wyłącznie jeden konik. Swój ruch Robinem kończymy na płytce z łupem – ten trafia do naszego skarbczyka. Puste miejsce po Robinie uzupełniamy nowym kafelkiem łupu.

Żeby móc poruszyć minstrela po torze wyścigowym możemy skorzystać z dwóch możliwości. Pierwsza to przekupienie go. Za jedną monetę (o tym ja zdobywamy za chwilę) możemy przemieścić naszego meepla o jedno pole. Drugą (zdecydowanie częstszą) opcją jest wypełnienie zadania. Każda płytka sławy na torze wyścigowym posiada jedno zadanie do wykonania. Może to być posiadanie określonego łupu, albo jakiejś ich kombinacji. Zadania może nie są zbyt zróżnicowane, jednakże wymagają od nas umiejętnego poruszania się Robinem w celu zdobycia odpowiednich łupów.

Co ważne, w jednej kolejce możemy przemieścić się o kilka pól, jeśli tylko możemy wypełnić zadania tudzież przekupić minstrela. A jak już mowa o przekupstwie. W jaki sposób zdobywamy gotówkę? Za spieniężenie łupów. Trzy precjoza tego samego typu dają nam jedną monetę, cztery – dwie, itd.

Jak widać, gra jest wyścigiem, w którym tempo naszego "biegu" zależy od dobrej i przemyślanej roboty Robinem na polach z łupami.

ZAKOŃCZENIE GRY

Cała zabawa ma dwa możliwe scenariusze zakończenia. W pierwszym mamy do zrobienia dwa kółka na torze – zwycięzcą jest ten, kto zrobi to po prostu szybciej. W drugim (znacznie rzadszym) zwycięzcą jest ten gracz, którego minstrel zdubluje drugiego minstrela. 

WRAŻENIA

Mamy słabość do gier dwuosobowych, więc z dużymi nadziejami zasiedliśmy do rozgrywek w przygody Robinów. Zasady są banalne i w zasadzie szybko się w tym wszystkim odnaleźliśmy i zaczęliśmy grać na coraz większym poziomie świadomości.

Początki co prawda lekkie były, a winę zrzucę tutaj zarówno na projektantów gry jak i niestety na polskie wydanie. Ikonografia do końca przejrzysta nie jest, ale jest do przebrnięcia. Niestety na części kafelków drogi znajduje się dodatkowo tekst, który czasem potrafi zrobić zamieszania. Co innego bowiem mamy na kafelku, a co innego w instrukcji.

Prosty przykład to płytka "początek". Oznaczenie na płytce wskazuje <1. Mój mózg interpretuje to jako mniejsze od jeden, instrukcja jednakże mówi nam ≤ 1. Drobna różnica, która kłuje w oczy. Mamy też płytkę "próżne starania" - to co figuruje na niej, nijak się ma do tego, co znajdziemy w instrukcji. Dlatego też początkowe partie z pewnością będą wspomagane końcowymi stronami instrukcji, na których zamieszczono wyjaśnienia wszystkich zadań, jakie będziemy mieli do wykonania. Troszkę to uprzykrza początkowe partie.

Jednakże warto przez te wszystkie kłody niepotrzebnie rzucone przez wydawcę (głównie naszego rodzimego) przeskoczyć, bo sama gra jest naprawdę ciekawa i potrafi zapewnić nam godziwą rozrywkę.

Pan Rosenberg wie jak wyciskać z danej mechaniki ostatnie soki. Po znakomitym Patchworku pojawiły gry, które czerpały wiele z pierwowzoru, czyli Parchwork Express, Second Chance, Patchwork Doodle czy też trylogia ogrodowa (Ogródek, Indian Summer i Spring Meadow). Robin z Locksley nie jest wolny od przeszłości.

Łatwo w Robinie dostrzec można nawiązanie do Reykholt. Tam zasuwaliśmy naszym menedżerem wokół planszy, żeby móc przejść na kolejne pola musieliśmy wyhodować uprzednio odpowiednią liczbę warzywek. W Robinie jest podobnie. Żeby zrealizować zadania, musimy uprzednio zgromadzić odpowiednią liczbę różnorakich precjozów. Oczywiście sama mechanika gromadzenia czy to warzyw, czy to kosztowności, jest zgoła odmienna, ale w gruncie rzeczy sprowadza się do tego samego – gromadzenia zasobów, po to, żeby móc zrealizować zadanie i dzięki temu przesunąć swój pionek na torze wokół planszy.

Naturalnie, że szczegóły różnią się mocno od siebie. W przypadku Robina mamy do czynienia z grą logiczną, w której to poruszając się ruchem konika szachowego przechodzimy po poszczególnych polach, gromadząc pożądane błyskotki. Nie nastręcza to nawet osobom, nawet takim, które nigdy nie grały w szachy, żadnych problemów. Oczywiście, że teoria teorią, ale poruszanie się naszym Robinem wymaga nieco myślenia. Mamy konkretne zadania do wykonania i dobrze by było myśleć z wyprzedzeniem, biorąc oczywiście poprawkę na przeciwnika i jego ruchy. A te wcale nie muszą nam pomagać, chociaż czasem oczywiście mogą, np. jeśli obu stronom w danym momencie na konkretnym ustawieniu koników w stosunku do siebie.

Fajnie, że zastosowano również wyjście awaryjne, które tak naprawdę nie jest wcale takie awaryjne i stanowi ciekawy element rozgrywki. Mowa tutaj o płaceniu gotówką za przejście z pola na pola, jeśli akurat nie mamy odpowiednich zasobów, żeby móc sprostać kolejnemu zadaniu. Wprowadza to ciekawy element zarządzania gotówką, której wielkość zależy wprost od tego jak pracowaliśmy naszym Robinem na planszy, jak dużo zebraliśmy klejnotów danego rodzaju i w którym momencie zdecydowaliśmy się na ich sprzedaż.

Tak czy inaczej musimy pamiętać, że mamy do czynienia z wyścigiem i nie można o tym zapominać. Więc musimy się pilnować, żeby przypadkiem nie dać się zdublować (co z automatu kończy zabawę) i tak kombinować w trakcie gry, żeby się stan naszej kabzy pozwolił na skuteczny finisz na mecie. Pamiętajmy, że mamy możliwość budowania swoistych kombosów, czyli realizację kilku działań jednocześnie. Zatem dzięki pewnej optymalizacji ruchów naszego konika, możemy zajść naprawdę daleko i zdublowanie drugiego gracza wcale nie jest aż takie trudne (choć łatwe też to nie jest).

W grze mamy do czynienia z losowością, która całe szczęście nie jest specjalnie dokuczliwa. Mamy modułowy tor (czego trochę zabrakło w Reykholt), który to zapewnia regrywalność. Może nie w tak wielkim stopniu jakbyśmy się spodziewali. Wiele zadań polega na posiadaniu albo konkretnego łupu albo pary takich łupów. Całe szczęście część zadań jest bardziej wymagających (zwłaszcza te na tych kafelkach „kątowych”), które wymagają np. odpowiedniej pozycji Robinów w stosunku do siebie. Oczywiście te bardziej wymagające zadania możemy odpuścić uiszczając odpowiednią opłatę w gotówce.

Mamy też kafelki ze skarbami, które pojawiają się losowo na „planszy”. Czasem może się zdarzyć, że dany układ może sprzyjać jednemu z graczy, ale raczej to działanie na krótką metę. Umiejętne operowane Robinem na planszy pozwoli wcześniej czy później osiągnąć nasz cel.

Podoba mi się czas rozgrywki, który nie powinien przekroczyć tych 15-20 minut. Fajnie, że mamy możemy ten czas regulować poprzez zwiększenie lub zmniejszenie liczby kafelków zadań biorących udział w rozgrywce.

Kilka słów o temacie gry, który szczerze mówiąc wydaje się straszliwie sztuczny i przyklejony do gry. Widzieliście kiedykolwiek dwóch Robinów Hood? W dodatku rywalizujących ze sobą? I jeszcze minstreli im usługujących? Jakoś nie mogę sobie przypomnieć, żeby gdzieś takie rozwiązanie się pojawiło, ani w książkach ani w filmach. To trochę śmieszy. Nie ma co ukrywać, że Robin z Locksley to przykład dobrej abstrakcyjnej gry logicznej z doczepionym tematem. I tak ten tytuł należy traktować.

Podsumowując: Robin z Locksley nie jest grą idealną. Ma nie najlepiej opracowaną ikonografię, tłumaczenie również trochę kuleje. Warto dać jej szansę, bo oferuje jednakże sporo dobrej zabawy, przy której można trochę pomyśleć. Nie jest to mózgożer, ale do zwycięstwa trzeba się przyłożyć – myślenie z wyprzedzeniem, optymalizacja ruchów i reakcja na ruchy przeciwników wymaga trochę wysiłku umysłowego. Warto spróbować, zwłaszcza jeśli lubicie dwuosobowe abstrakcyjne gry logiczne. 

PLUSY:

+ dobre wykonanie,
+ proste zasady,
+ wysoka regrywalność,
+ dość szybka i emocjonująca rozgrywka.

MINUSY:

- nie do końca intuicyjna ikonografia,
- błędy na linii płytki sławy – instrukcja.

 

Liczba graczy:  2 osoby
Wiek: od 8 lat 
Czas gry: od ok. 15-30 minut
Rodzaj gry:  gra strategiczna, 
gra logiczna,
 gra familijna 
Zawartość pudełka:
*2 Robinów,
* 2 Minstreli,
* 60 kafelków łupów,
* 16 małych kafelków sławy,
* 8 dużych kafelków sławy,
* instrukcja do gry.
Wydawnictwo: Moria Games
Cena: 65-95 zł
Autor: Uwe Rosenberg
Ilustracje: Maren Gutt

 Serdecznie dziękujemy Księgarni Tania Książka za przekazanie gry do recenzji. 



Robin z Locksley w dobrej cenie możecie kupić na stronie księgarni.

Galeria zdjęć: 

  






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz