Strony

środa, 26 kwietnia 2017

MUNCHKIN. LISTA SKARBÓW: miłosna archeologia - recenzja gry Wydawnictwa Bard & Black Monk

Monty Pythonowskie „Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej Inkwizycji” można by sparafrazować jako „nikt nie spodziewa się munchkinowej ofensywy”. W świecie gier planszowych można dostrzec pewne zjawisko sprzedawania tych samych (lub bardzo podobnych) gier w nowych opakowaniach. Mistrzem świata w tej dziedzinie jest nieśmiertelne (niestety) Monopoly, którego wersji chyba nikt nie jest już w stanie policzyć. Munchkin (czyli karcianka stworzona przez Steve’a Jackosna) pod tym względem jest małym pikusiem, ale z roku na rok jego macki sięgają coraz dalej i dalej. 

Tym razem ich ofiarą stał się niewinny List miłosny. Znając munchkinowe poczucie humoru z chęcią sięgnąłem po tę wersję Listu Miłosnego i cóż, wypadałoby się podzielić swoimi przemyśleniami. Zapraszam zatem do lektury recenzji.


CO ZAWIERA GRA

Całość zamknięta jest niewielkim (i niezbyt trwałym) pudełeczku. Wewnątrz, oprócz instrukcji, znajdziemy 16 kart do gry, do tego 4 karty pomocy oraz bonusową kartę do Munchkina. Praktycznie to samo, co w zwykłym Liście Miłosnym. To, czym się różnią od siebie te dwie gry, to cała szata graficzna charakterystyczna dla Munchkina oraz teksty na poszczególnych kartach. Mechanicznie nic się nie zmieniło.
Instrukcja napisana poprawnie, z humorem wprowadza nas w meandry gry.

CEL GRY

Celem gry jest (podobnie zresztą jak i pierwowzoru) zdobycie tytułowego skarbu, a jeśli nie, to posiadanie najcenniejszej karty w grze, w ostateczności bycie ostatnim na polu „walki”. Mamy zatem do czynienia z szybką walką na podstępy, blef i podkładanie świni w celu eliminacji przeciwników.

PRZYGOTOWANIE GRY

List Miłosny to jedna z takich gier, w którą możemy zagrać niemalże wszędzie. Nie inaczej jest z naszą Listą Skarbów. Przygotowanie gry jest zatem krótkie. 16 kart tasujemy i każdemu z graczy rozdajemy po jednej. z reszty formujemy zakryty stos dobierania (z którego, jeśli gramy w dwie osoby usuwamy 3 górne karty). Tyle.



PRZEBIEG GRY


Rozgrywka naprawdę jest banalna, jeśli chodzi o zasady. Gra podzielona jest na kilka następujących po sobie rund. Każda z nich przebiega dokładnie tak samo. W każdej rundzie po kolei każdy z graczy ma do wykonania dwie akcje: dobranie jednej z kart ze stosu na rękę a następnie zagranie jednej karty z jednoczesnym rozpatrzeniem jej efektu. Proste, prawda? Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach a w zasadzie we właściwościach każdej z kart, tutaj zaczyna się prawdziwa zabawa.

Oczywiście, jeśli ktoś grał w List miłosny, to będzie się czuł jak w domu, bo zdolności każdej z kart są w zasadzie dokładnie takie same. Różnią się jedynie otoczką „fabularną” i swoistym munchkinowym humorem.

Jedne karty pozwalają obejrzeć rękę innego gracza, inne potrafią zmusić do odrzucenia karty z ręki przez przeciwnika, a jeszcze inne się bronić przed takimi zagraniami.

Przez całą grę tak musimy kombinować, żeby na końcu została nam na ręku karta z najwyższą wartością, tudzież odpadli wszyscy nasi przeciwnicy.

ZAKOŃCZENIE GRY

Runda kończy się w momencie, gdy wyczerpie się stos dobierania, bądź na polu walki zostanie jeden gracz. Zwycięzcą jest ten, kto wygra określoną (zależną od ilości graczy) liczbę rund.

WRAŻENIA


16 kart. Tylko. Wydawać by się mogło, że to niemożliwe, że tych 16 kart potrafiło wywołać kupę emocji związanych z rozgrywką. Pamiętam jak pierwszy raz zasiadłem do Miłosnego Listu, to nie byłem w stanie uwierzyć, że to możliwe. Okazało się, że byłem w błędzie, bo List Miłosny, jakkolwiek by się nie nazywał, jest naprawdę dobrą grą.  Zatem rozpoczynając zabawę z munchkinową Listą Skarbów wiedziałem dokładnie czego się mam spodziewać i to dostałem. W dodatku dzięki Munchkinowi oblane to zostało tym specyficznym humorem, który jakoś tak do mnie trafia.

Oczywiście gra ideałem nie jest, ale chyba Senji Kanai, czyli twórca tej gry, nie miał aż takich ambicji. Chciał stworzyć grę szybką, dynamiczną, wywołującą emocję i to mu się udało.

Pojedyncza partia może trwa maksymalnie trwa kilka minut. Zdarzało się, że i minutę. Zdarzyło się, że ktoś nie dostał nawet szansy rozegrania swojej kolejki, bo został wcześniej wyeliminowany. To taka gra, pełna losowości i nieprzewidywalności. Jednocześnie trwa dość krótko, więc nie ma najmniejszych problemów, żeby rozegrać kolejne partie

Kilka słów na temat skalowalności. W grę możemy zagrać już w dwie osoby, chociaż tak naprawdę ciekawie zaczyna się robić przy 3 osobach. Im więcej osób, tym większe zamieszanie, tym większy chaos i emocje.

Dzięki sporej losowości otrzymujemy wysoką regrywalność. Każda partia chociaż podobna w przebiegu, będzie jednak inna. Za każdym razem otrzymamy inne karty i z nich przyjdzie nam ugrać jak najwięcej.
Ogromną zaletą jest też cena gry. To raptem kilkanaście złotych. Ze swego doświadczenia wiem, że naprawdę warto je poświęcić. Otrzymujemy bardzo ciekawego fillera, który uprzyjemni nam czas.

Co ciekawe, na rynku obecnych jest kilkanaście wersji Listu Miłosnego (przy czym jedynie dwie oferowane są w języku polskim). Spotkać możemy Batmana, Fina i Jake’a z Time Adventure czy też Hobbita. Oczywiście wszystkie wersje mechanicznie niczym się od siebie nie różnią. To co je odróżnia to temat przewodni.

Podsumowując, Lista Skarbów to udane przeniesienie Listu Miłosnego w świat Munchkina. Za niewielkie pieniądze otrzymujemy dobrą, szybką i emocjonującą grę. Jej kompaktowość sprawdzi się dosłownie wszędzie, czy to w pociągu, czy to w knajpce, czy to przerwach pomiędzy zajęciami, czy w końcu jako przerywnik pomiędzy bardziej wymagającymi tytułami. Gorąco polecamy. A którą wersję wybrać? To już zależy od preferencji graczy….

 PLUSY:

+ regrywalność,
+ banalne zasady,
+ świetna mechanika,
+ przyzwoita skalowalność,
+ spora doza interakcji,

MINUSY:

- losowość, losowość i jeszcze raz losowość,
- kiepskie pudełko (w tak niskiej cenie nie można mieć wszystkiego)

Liczba graczy:  2-4 osób
Wiek: od 10 lat 
Czas gry: kilka - kilkanaście minut
Rodzaj gry:  gra imprezowa
Zawartość pudełka:
* 16 kart,
* 4 karty pomocy
* instrukcja do gry.
Wydawnictwo: Bard i Black Monk


Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Bard  za udostępnienie gry do recenzji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz