Reiner
Knizia – człowiek, który ma na swoim koncie setki gier. Jest jednym z
najbardziej płodnych autorów i pewnie jednym z nielicznych, który wyłącznie z
tego żyje. Mam świadomość tego, że w portfolio Niemca znajdzie się sporo gier
bardzo dobrych, sporo gier przeciętnych i sporo gier po prostu słabych. Cieszę
się, że co niektóre wydawnictwa od czasu do czasu wygrzebują perełki, które
gdzieś przykrył już kurz, a szkoda, bo warto je przypomnieć światu.
Wydawnictwo
Nasza Księgarnia postanowiło przybliżyć nam taką grę. Mowa tutaj o Wheedle,
która światło dzienne ujrzała w roku 2002. Oczywiście dokonano przy okazji
zmiany tytułu i pokuszono się o nową szatę graficzną. Czy zatem Bankrut –
bohater dzisiejszej recenzji, zasługuje na miano perełki? Zapraszam do lektury
recenzji.
Całość zamknięta jest niewielkim pudełku.
Wewnątrz znajdziemy 61 kart, grubych kart, które z pewnością odwdzięczą
się swoją trwałością. Akurat charakter gry jest taki, że karty non stop krążą
między graczami i nie dziwię się, że wydawca postąpił w ten sposób. Będzie się
to jednak wiązało z pewnymi utrudnieniami, ale o tym później.
Do tego wszystkiego dołożono nam notesik
do liczenia punktów oraz ołówek. Mała rzecz a cieszy.
CEL GRY
Celem
gry jest takie kombinowanie, takie lawirowanie, wykorzystanie naszych
umiejętności negocjacyjnych, żeby na koniec uciułać jak największą liczbę
punktów z zebranych kart. Brzmi to nieco pokrętnie, ale sama gra taka jest.
PRZYGOTOWANIE GRY
Przygotowanie gry jest
krótkie. Musimy rozdać wszystkie karty (poza jedną, która odkryta wędruje na
środek stołu). Zatem jeśli gramy w minimalnym trzyosobowym składzie, to każdy z
nas otrzyma 20 kart, a w przypadku czterech osób – 15, etc.
PRZEBIEG GRY
Do dyspozycji otrzymujemy zestaw
61 kart o 3 wartościach liczbowych: 5, 7 i 9, w ramach których mamy różne
dobra, jak np. cegły, owce, czy kawa. Cyferka na karcie, oprócz możliwej do
zdobycia wartości punktowej, informuje również o tym, ile danego rodzaju jest w
talii.
Gramy w rundach (ilu graczy, tyle
rund). Wszyscy gramy równocześnie. Przez całą grę będziemy dokonywać:
(I) wymian kart z ręki albo z
innymi graczami, przy czym nie ma tutaj żadnych ograniczeń. Możemy wymieniać
tyle kart ile chcemy jeden do jednego, dwie karty za cztery, trzy za jedną, czy
nawet oddać karty za darmo – wszystko zależy od samych graczy
(II) wymiany karty leżącej na
stole – ta karta jest niebezpieczna. Jeśli zdarzy się nam, że na ręce będziemy
posiadać ten sam rodzaj karty, to dostaniemy punkty ujemne.
Po
co to wszystko robimy? Naszym celem jest zebranie zestawów kart stanowiących
większość danego rodzaju, przykładowo poprzez posiadanie minimum 4 ryb z 7
dostępnych w grze. Osoba, która będzie miała na ręce same zestawy kart
stanowiące danego rodzaju krzyczy „STOP” (za co dostaje dodatkowe 5 punktów) i
możemy przystąpić do podliczenia punktów. Runda uległa zakończeniu.
Jak
można się domyślić, punkty zdobywa się wyłącznie, jeśli ma się przewagę w danym
rodzaju kart. Ujemne punkty inkasujemy za posiadanie na ręce kart tego samego
rodzaju, co odkryta karta na środku stołu.
ZAKOŃCZENIE GRY
Po rozegraniu
ostatniej rundy sumujemy zdobyte we wszystkich rundach punkty i możemy wyłonić
zwycięzcę.
WRAŻENIA
Zastanawiam
się, ile jeszcze takich perełek ma swoim portfolio Doktor Knizia. Mam nadzieję,
że kilka się jeszcze znajdzie a my będziemy mogli cieszyć się po prostu dobrą,
nietuzinkową grą.
Bankrut
jest niepozorną karcianką. Niepozorną w tym sensie, że nie wyróżnia się ani
super hiper grafiką, ani jego zasady nie są specjalnie wysublimowane. A jednak
po pierwszej partii ta niepozorność gdzieś zniknęła i gra porwała nas swoim
specyficznym klimatem. Okazało się, że tych kilkadziesiąt kart może wywołać
niesamowite wręcz emocje.
Mamy
przede wszystkim licytację. Cały czas wymieniamy się kartami, cały czas coś
negocjujemy, coś oddajemy, coś dostajemy, cały czas realizujemy swój plan.
Gdyby na tym przestać, to owszem, byłaby emocjonująca, ale Reiner Knizia
dołożył jeden maleńki szczegół, który dodaje ogrom pikanterii tej grze. Chodzi
o tę odkrytą kartę na środku stołu. Cały czas musimy czuwać. Wymiana wymianą,
ale obecność tej jednej karty na stole potrafi naprawdę popsuć szyki.
Musimy
myśleć szybko, musimy szacować ryzyko i cały czas dbać, żeby na stole nie
pojawiła się karta, która może nam namieszać. Zatem dochodzi element troszkę
zręcznościowy. Gra jest szybka i dynamiczna, zatem musimy szybko reagować, żeby
nie pozostać z „ręką w nocniku”. Może nam się wydawać, że zarobimy sporo
punkcików, bo mamy 5 z 9 ziół, a tu bach, jakaś wredna ręka właśnie położyła na
środku niewinne ziółko i krzyknęła STOP. I zamiast punktów dodatnich mamy
ujemne i a przy okazji podniosło się nam ciśnienie. Całe szczęście gramy kilka
rund i za niepowodzenie w jednej może uda się odrobić w następnej.
Ten
element niepewności i zaskoczenia naprawdę dodają tej grze sporo emocji, często
wręcz niezdrowych, dlatego też gra bywa wredna. Czasem nawet bardzo. A my to
bardzo lubimy.
Gra
zależy w dużej mierze od samych grających. Nie każdy się odnajduje w takich
zwariowanych negocjacjach. Nie każdy chce się bawić w swoiste przekupki na
targu. Bo gra jest głośna. Musi taka być. Jak się zbierze kilka osób i każda
będzie z każdą próbować się dogadać, to musi być głośno. Czasem nawet bardzo.
Wspomniałem już o
elemencie zręcznościowym związanym z kontrolą odkrytej karty na stole. Posiada
on jeszcze jeden wymiar, który może sprawiać pewną trudność, zwłaszcza osobom
młodszym. Chodzi o ilość kart na ręce. Jeśli gramy w 3 osoby, to okiełznanie 20
grubych kart sprawia sporo trudności. Cały czas liczymy, oddajemy, przyjmujemy
i mając tyle w dłoni ciężko jest tym wszystkim zarządzać, zwłaszcza dziecku. Im
więcej osób tym mniejszą liczbą kart musimy wachlować, a to jednak ułatwia
rozgrywkę z czysto technicznego punktu widzenia.
Kilka słów na temat
skalowalności. W zasadzie minimalny skład zapewnia dobrą zabawę (pamiętając o
20 kartach na ręce). Im więcej osób, tym większe zamieszanie, tym więcej
możliwości negocjacji, tym większy chaos i emocje.
Bankrut cechuje się
wysoką regrywalnością. Każda partia chociaż podobna w przebiegu, będzie jednak
inna. Za każdym razem otrzymamy inne karty i z nich przyjdzie nam ugrać jak
najwięcej.
Czas gry. Z reguły runda nie trwa dłużej
niż tych kilka minut.
Reiner Knizia nie zawiódł. Otrzymaliśmy
znakomitą grę, która potrafi wzbudzić masę emocji. Za niewielką cenę otrzymamy
dużo dobrej zabawy. Jest szybko, jest głośno, jest wrednie. To lubimy. I
oczywiście polecamy.
PLUSY:
+ regrywalność,
+ bardzo
solidne wykonanie,
+ banalne
zasady,
+ świetna mechanika,
+ dobra
skalowalność
MINUSY:
- operowanie
dużą liczbą kart na ręce może być kłopotliwe
Liczba
graczy: 2-6 osób
Wiek: od
10 lat
Czas
gry: od ok. 15 minut
Rodzaj
gry: gra rodzinna, gra imprezowa
Zawartość
pudełka:
* 61 kart,
* notes do
liczenia punktów,
* ołówek,
* instrukcja
do gry.
Wydawnictwo:
Nasza Księgarnia
Cena: 25-40 zł
Cena: 25-40 zł
Cześć,
OdpowiedzUsuńJesteśmy tu po raz kolejny, aby kupić nerki dla naszych pacjentów i zgodzili się zapłacić dobrą sumę pieniędzy każdemu, kto chce ofiarować nerki, aby je uratować i tak Jeśli jesteś zainteresowany byciem dawcą lub chcesz uratować Życie, musisz napisać do nas na e-mailu poniżej.
Jest to okazja, aby być bogatym w porządku, zapewniamy i gwarantujemy 100% bezpieczną transakcję z nami, wszystko odbywa się zgodnie z prawem nakłaniającym dawców nerek.
Więc marnuj więcej czasu, uprzejmie napisz do nas na irruaspecialisthospital20@gmail.com
Irrua Specialist Teaching Hospital.