czwartek, 5 lutego 2015

Reklamacje w świecie planszówek- pozytywne zaskoczenie czy droga przez mękę?

Marzymy o danej grze, ciułamy oszczędności żeby ją kupić, czekamy na upragnioną przesyłkę i wreszcie przychodzi. Otwieramy paczkę, rozpakowujemy pudełko, wyciągamy wszystkie elementy, z namaszczeniem przyglądamy się poszczególnym detalom i... nagle odkrywamy, że coś jest nie tak! 


Brakuje jakiegoś elementu? Kostki są pomylone? Żeton czy znacznik nie ma naklejki? 
W takim momencie czujemy się jak dziecko, któremu ktoś wytrącił loda. Chce nam się płakać, tupać i krzyczeć. Co nam pozostaje? Nie mamy innego wyjścia jak tylko zareklamować nasz zakup...








Na samo słowo reklamacja dostaję gęsiej skórki. Czyli co? Będę pisać maila za mailem? Dzwonić błagalnie na infolinię? Czekać aż ktoś zlituje się i dośle brakujący element? A może będę musiała się rozstać z upragnioną grą i znowu czekać- tym razem na przesłanie kompletnego egzemplarza?

Niejednokrotnie w swoim życiu musiałam przejść przez proces reklamacji i uwierzcie mi- przeważnie była to droga przez mękę. Jakież było więc moje przerażenie kiedy po rozpakowaniu prezentu gwiazdkowego Marysi (Zaklętej Wieży od G3) naszym oczom ukazały się dwie kostki z symbolami postaci zamiast jednej symbolicznej a drugiej numerycznej. No to po grze... Zaraz jak tylko Marysia się zorientuje zacznie się płacz... Zabawa na którą czekaliśmy długi czas przejdzie nam koło nosa. Najgorsze, że były święta więc jakiekolwiek próby reklamacji nie wchodziły niestety w grę. 
Na szczęście dzięki zdjęciom w internecie udało się odtworzyć kostkę numeryczną i (choć z małym niesmakiem) mogliśmy zacząć zabawę.
Oczywiście jak tylko minęły święta napisaliśmy maila do sklepu opisując całą sytuację i pytając czy możemy liczyć na przesłanie kostki. I czekaliśmy na odpowiedź. Jakie było nasze zdziwienie jak przeczytaliśmy, że sklep nie jest w stanie dosłać nam brakującej kostki ale przekazał prośbę do dystrybutora (czyli G3) o dosłanie brakującego elementu. I kilka dni później kosteczka dotarła- nasza gra była kompletna :)

Podobna sytuacja pojawiła się nam ostatnimi dniami. Dotarła do nas paczuszka z grą Splendor. Piękne wydanie, śliczne karty, estetyczne żetony. Zachwytom nie było końca. Aż tu nagle naszym oczom ukazał się... brak naklejki na jednym żetonie diamentu. Niby nic ale... każdy planszoholik chce mieć tę idealną, najpiękniejszą wersję gry. 
Cóż nam więc pozostało?! Znowu napisać maila- tym razem do sieci sklepów, w której dokonaliśmy zakupu. Wiedzieliśmy jaka będzie ich odpowiedź (przechodziliśmy kiedyś taką procedurę z innym produktem)- mamy odesłać grę. Nieeeee..... tyle na nią czekaliśmy..... nie chcemy jej odsyłać i znowu czekać. Zadzwoniliśmy więc do wydawnictwa Rebel, przedstawiliśmy cała sytuację i... szczęka nam opadła. Zostaliśmy poproszeni o przesłanie maila z krótkim opisem sytuacji, zdjęciem wadliwego znacznika i skanem faktury zakupu. I następnego dnia nasza skrzynka pocztowa przyniosła nam radosną wiadomość, że wadliwy element został do nas wysłany i za 2-3 dni będziemy posiadaczami kompletnego Splendora.

Takie rozwiązywanie reklamacji to czysta przyjemność!!

A jakie są Wasze doświadczenia z reklamacjami gier? Też pozytywne czy to raczej droga przez mękę? Zapraszam do dyskusji.

1 komentarz:

  1. I dziś znowu mamy pecha. otwieramy Jungle Speed Safari i.... mamy dwa niebieskie totemy a nie mamy żółtego. Oby Rebel zareagował jak ostatnio. Ale swoją drogą to 3 gry już zaliczyliśmy z błędami. byleby się nie okazało, że im dalej w las tym więcej drzew:)

    OdpowiedzUsuń